W kinie: Prześwietlenie (Cannes)

przeswietlenie-plakatpl-hq

 

PRZEŚWIETLENIE
Festival de Cannes 2022
reż. Cristian Mungiu

moja ocena: 6/10

 

Powracający po jak dotychczas najdłuższej przerwie w swojej filmowej karierze Cristian Mungiu – laureat Złotej Palmy i jeden z najwybitniejszych twórców z Europy Środkowo-Wschodniej – łączy twardy realizm estetyki rumuńskiej nowej fali z zaczepną publicystyką w duchu ostatnich, reżyserskich ekscesów swojego rodaka, Radu Jude. Niewielka, transylwańska miejscowość i jej surowe okoliczności przyrody dla Mungiu stają się miejscem osobliwego spektaklu, w którym za wybuchające tu i ówdzie fajerwerki służą wypełzające na wierzch zza drzwi i okien na pokaz stabilnych domostw skrywane we wnętrzu urazy, uprzedzenia i bolączki. Bohater “Prześwietlenia” to ten z gatunku zbiorowych. Niezbyt liczna, z pozoru różnorodna, dość zamknięta społeczność, którą tworzą egzystucjący w delikatnej zgodzie Rumuni, Węgrzy i Niemcy. Zapewnie doskonale pamiętający dawne, historyczne linie podziału, ale ostatecznie żarliwie zjednoczeni w imię zachowania lokalnego status quo. Z tej zbiorowości Mungiu wyławia jednostki jak Csilla, zarządzająca piekarnią kobieta sukcesu na miarę tego, jaki można odnieść w takich okolicznościach. Jest też Matthias – powracający z emigracji mąż i ojciec, a także dawny partner Csilli, którego uczucia do niegdysiejszej kochanki nigdy nie wygasły, ale chwilo musi zająć się też innymi sprawami. Ta najważniejsza, bo dotycząca wszystkich dookoła, dotyczy emigrantów ze Sri Lanki, których zatrudnia tutejsza piekarnia. Okazuje się, że potrzeba zaledwie garstki “obcych”, by zdestabilizować i pogrążyć w chaosie lokalną społecznością. Pokłócić ją ze sobą, dać ujście prostackim, ksenofobicznym emocjom oraz pozwolić wykrzyczeć mniej lub bardziej irracjonalne pretensje i oskrażenia, czego bombastycznym punktem kulminacyjnym jest kilkunastominutowa, nakręcona w jednym ujęciu scena, w której odzywa się ponad 25 osób.

Choć film Mungiu jest zaskakująco wielowątkowy, nie jest narracyjnym bogactwem przesycony. Poboczne historie o niespełnionej miłości, dziecięcej traumie, zachodnim niezrozumieniu specyfiki europejskich obrzeży czy kryzysie męskości całkiem sprawnie spinają się w cierpką, groteskową, a jednocześnie boleśnie nieśmieszną opowieść o globalizacyjnych wypaczeniach, środkowoeuropejskich kompleksach i głęboko zakorzenionych nacjonalizmach. Problemach tak mocno wplątanych w szersze konteksty i zależności, że na ten moment praktycznie niemożliwych do rozwiązaniach. Mungiu rysuje obrazy oczywiste i nie mówi nic nowego. Wspomniany wcześniej Radu Jude do tego samego tematu odnosił się przynajmniej w zdecydowanie bardziej przebojowej formie.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.