W kinie: Showing Up (Cannes)

showingup

 

SHOWING UP
Festival de Cannes 2022
reż. Kelly Reichardt

moja ocena: 6/10

 

Nie ma dla mnie mniej niewdzięcznego tematu filmowego niż obrazy udręczonych artystów, ale w “Showing Up” Kelly Reichardt wie, jak odciągnąć uwagę od tego, co w tego typu egzystencji najbardziej nieznośne. Lizzy (Michelle Williams), aspirująca rzeźbiarka, cierpiąca na pewnego rodzaju twórczy kryzys, bardziej niż z powodu – w jej mniemaniu – niedostatku talentu i niedoskonałości własnej sztuki, cierpi zdecydowanie dotkliwsze katusze w związku z paskudną przyziemnością prozy życia. Od wielu dni w prysznicu nie leci ciepła woda, a wynajmujący jej lokum – również artysta zajęty własną instalacją – nie kwapi się, by naprawić usterkę. Kobieta w odruchu dobroci przygarnia rannego gołębia, ale opieka nad zwierzęciem także nie jest łatwa i okazuje się odciągać ją od pracy. Głowę Lizzy zaprzątają również rodzinne problemy, chwilowo odłożone w czasie, bo bliscy nie znajdują się akurat w zasięgu wzroku. Ponadto, bohaterkę, zamieszkując osobliwą, artystowską dzielnicę na przedmieściach Portland, otaczają inne twórcze jednostki. I każda z nich wydaje się mieć na siebie ciekawszy niż Lizzy pomysł, lepsze perspektywy i bardziej obiecującą przyszłość na rynku sztuki. Najbliżej nastrojem i rytmem nowemu filmowi Reichardt do “Wendy i Lucy”. To kameralna opowieść o samotności, trudach samoakceptacji i oswajaniu egzystencjalnej banalności. Bywa satyryczna, ale nigdy krytyczna. Potrafi bawić, ale nie obśmiewać. Gdy dotyka poważniejszych tematów, unika ciężkiego dramatyzmu. Narracja w “Showing Up” snuje się w wyjątkowo ospałym tempie, co czasem nie pomaga wzbudzać empatii wobec rozterek bohaterki. Zresztą jej problemy, mimo że zdają się uniwersalne, ciągle dotyczą szczególnie udręczonej artystki.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.