W kinie: Tetro

 

TETRO
polska premiera: 3.09.2010
reż. Francis Ford Coppola

moja ocena: 6/10

 

Coppola miał w Cannes powiedzieć, że nic w tym filmie nie zdarzyło się w rzeczywistości, ale wszystko w nim jest prawdą. Ojciec reżysera był sławnym dyrygentem, ma rodzeństwo i włosko-amerykańskie korzenie, ale konfrontując fakty z filmową fabułą, autobiograficzny kontekst „Tetro” staje się dość mizerny, w dodatku przeobraża się w megalomanię. Główny bohater filmu uciekł od rodziny – głównie od despotycznego ojca-geniusza i osiadł w Argentynie, funkcjonując w lokalnym środowisku teatralnym. Niespodziewany przyjazd młodszego brata odświeży bolesne wspomnienia. Vincent Gallo ma naturalnie wypisany na twarzy grymas wewnętrznego bólu, więc do roli nieszczęśliwego, zbuntowanego artysty nadaje się znakomicie. Coppola postawił na estetyczne, wysublimowane, czarno-białe zdjęcia teraźniejszości, konfrontując je od czasu do czasu z pokazanymi w kolorze retrospektywami z przeszłości (sama narzuca się zatem myśl, że rozwiązania rodzinnej zagadki należy szukać w tych właśnie fragmentach). Problem z „Tetro” jest tylko jeden: reżyserska maestria Coppoli w kreacji ładnych, sugestywnych obrazów jest znana, ale fabularnie jego najnowszy film to rzecz bardzo średnia. Tajemnica, którą skrywają relacje między braćmi, faktycznie jest dość przewidywalna, całkiem banalna i tak też w gruncie rzeczy sfilmowana (nie uciekająca nawet od sentymentalnych, kiczowatych elementów, z motywem autobiograficznej sztuki włącznie, garściami czerpiących od leitmotivów rzeszy wielkich reżyserów), a finał historii godny tandetnych oper mydlanych ku pokrzepieniu serc gospodyń domowych. Najlepszy film Coppoli od lat? Pewnie tak, ale to tylko dowodzi tego, że jesteśmy świadkami twórczego zmierzchu tego wielkiego reżysera.

 

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=XJ_XTIsMKig]