Film | Muzyka | Pasje

Jesień w muzyce: płyty 2010

Robyn
Body Talk
Konichiwa, 2010

moja ocena: 8.5/10

Kompilacja złożona z tegorocznych EPek szwedzkiej wokalistki, czyli zestaw bezwzględnych hiciorów, świetnych kawałków, opus magnum Robyn. Niby nie jest ładna, nie ma wielkiego głosu, ale elektro-pop to jej królestwo.

Robyn – Hang With Me

 

Zola Jesus
Stridulum II / Valusia EP
Souterrain Trans. / Sacred Bones, 2010

moja ocena: 8/10

Szkoda, że Nika Roza Danilova nie pokusiła się o nagranie jednego, studyjnego albumu, bo wówczas byłaby autorką jednej z płyt roku. Jej mroczna dusza tym czasem znalazła ujście w świetnych, krótszych wydawnictwach. Też w sumie fajnie.

Zola Jesus – Sea Talk

 

How To Dress Well
Love Remains
Lefse, 2010

moja ocena: 8/10

Ich szkieletowe, nawiedzone piosenki mają w sobie moc “normalnych” utworów. Gdzieś poza tą całą witch otoczką, tkwią bowiem niesamowite koncepty melodyczne, więc nawet ta asceza u HTDW pięknie gra. Zatracić się można w tej onirycznej muzyce.

How To Dress Well – Ready For The World

 

Chilly Gonzales
Ivory Tower
Gentle Threat, 2010

moja ocena: 7.5/10

Być może najbardziej przedobrzona płyta roku, ale, hej, nawet ten przepych bardziej robi wrażenie niż razi po oczach. Na styku klubowej estetyki i popowego koncep-tualizmu Gonzales znalazł swoją ścieżkę i w końcu mogła pójść za nim szersza publika.

Chilly Gonzales – You Can Dance

 

Benoît Pioulard
Lasted
Kranky, 2010

moja ocena: 7.5/10

Malarz wśród muzyków z laptopem. Pioulard raz po raz udowadnia, jak pięknie rysować potrafi dźwiękiem – nastrojowym, wyczilowanym. Senność jego utworów to wielki atut, wbrew pozorom, bo tylko on potrafi tym zająć skutecznie naszą uwagę.

Benoît Pioulard – RTO

 

Violens
Amoral
Rough Trade, 2010

moja ocena: 7.5/10

Najbardziej oczekiwany debiut roku, który w dodatku jednak spełnia pokładane w nim nadzieje. Indie pop w XXI wieku póki co należy do nich, choć wiadomo, że w historii byli lepsi. Violens jednak dają nadzieję, że też wiele jeszcze powiedzą.

Violens – Acid Reign

 

The Russian Futurists
The Weight’s On The Wheels
Upper Class, 2010

moja ocena: 7.5/10

Ich optymizm i pozytywna energia ujęły mnie doszczętnie. Zawsze nieźle kombinowali, nie zamykając się w jednoznacznych, popowych schematach, więc też i tu niczego przeciw sobie nie zrobili. Ta płyta to środek antydepresyjny o przedłużonym działaniu.

The Russian Futurists – Horseshoe Fortune

 

Phaeleh
Fallen Light
Afterglow, 2010

moja ocena: 7.5/10

W kategorii “czilaut na afterze” – bezapelacyjne zwycięstwo. Ciepła, miła w dotyku muzyka klubowa, a to chyba jednak nieczęsto się zdarza. No i są przecież przebojowe momenty. Pamiętacie “Afterglow”?

Phaeleh – Losing You

 

Anoraak
Whenever The Sun Sets
Naive, 2010

moja ocena: 7/10

Chillwave bezpruderyjnie wdziera się na klubowe parkiety i to za sprawą niepozornego Francuza, który choć krótko, to elegancko i z bezpretensjonalną lekkością zaprasza nas do tańca. Jest słońce i zabawa.

Anoraak – You Taste Like Cherry

 

Emily Jane White
Ode To Sentience
Talitres Records, 2010

moja ocena: 7/10

Jej skromność, prostota, spokój w głosie i kobiecość ujęły mnie już przy zeszłorocznym albumie, teraz może trochę obniżyła poprzeczkę, ale ciągle się w niej zasłuchuję z przyjemnością. I w dodatku jest cudną tekściarką.

Emily Jane White – The Cliff

 

Belle & Sebastian
Write About Love
Matador, 2010

moja ocena: 7/10

Z wrodzoną elegancją i inteligencją B&S nagrali kolejną, przebojową płytę, która być może nie wnosi nic nowego do ich twórczości, ale jednak mimo braku zmian Szkoci nie nudzą wcale. Wprost przeciwnie – bawią, jak zawsze z powodzeniem.

Belle & Sebastian – I’m Not Living In The Real World