MODLITWY WAGINY
Charlotte Roche
Czarna Owca, 2012
moja ocena: 5.5/10
Swego czasu przednie rozbawiła mnie debiutancka książka nieodżałowanej prezenterki Vivy Zwei, której bohaterka – odważna, ale i wrażliwa niczym naczynka krwionośne w okolicach nosa – na przekór estetycznej poprawności drwiła sobie ze standardów higienicznych współczesnego świata. Wówczas siląc się na nieco wymuszoną kontrowersyjność, Charlotte Roche w „Wilgotnych Miejscach” udało się przemycić wiele, całkiem sensownych i fajnych spostrzeżeń związanych z zachodnią obyczajowością. Tym razem autorka po raz kolejny postawiłam na kontrowersyjność, choć nie jest jej znów w książce aż tak wiele, jak mógłby sugerować niekoniecznie fortunny tytuł książki. „Modlitwy Waginy” to podzielony na parę dni monolog trzydziestokilkuletniej kobiety, stanowiący neurotyczny obraz jej traum, radości, doświadczeń w damsko-męskich relacjach, rodzicielskich spostrzeżeń. Gdyby w tej spowiedzi było więcej humoru i lekkości, można by było szukać korelacji z językiem Woody’ego Allena, ale niestety książka Roche to bardziej feministyczny krzyk niż wypowiedź, próbująca redefiniować i rozumieć zawiłe, kobiece role we współczesnych czasach.