KOCHANIE, ZABIŁAM NASZE KOTY
Dorota Masłowska
Noir sur Blanc, 2012
moja ocena: 6/10
Zawsze podziwiałam niezwykłą inteligencję Doroty Masłowskiej, choć zwykle bardziej ceniłam sobie nieliczne wywiady z autorką niż jej zręczne, acz zbyt krzykliwe teksty literackie. W swojej najnowszej książeczce (tak właśnie ze względu na skromną objętość należałoby tekst nazywać) w znów mądry, cwany i nad wyraz stonowany sposób komentuje i krytykuje współczesny świat. W „Kochanie, zabiłam nasze koty” nic jest nie prawdziwe, ba, nawet realne. Nowy Jork przybiera tu fantasmagoryczne kształty, bohaterowie książki są groteskowi, iluzoryczni, sztuczni, trochę bezwiedni, kształtują ich sytuacje żywcem wyjęte z kolorowych magazynów czy zachodnich, modnych seriali. Taki też jest język powieści – dziwaczna, śmieszno-straszna efemeryda internetowego translatora i sloganów z reklam, twitterów, life-stylowych czasopism. Paradoksalnie to właśnie ten lingwistyczny kostium, odmierzony dokładnie i z premedytacją, stanowi najsłabszy element książki, trywializując jej tematykę czy upraszczając bohaterów. Powieści brakuje też nieco pazura i zaczepności, którą zwykła imponować Masłowska. Choć trafnie zwraca uwagę na bolączki współczesnych czasów, panuje zdecydowanie lepiej nad strukturą języka niż nieco zdeformowaną zawartością fabularną swojego tekstu. „Kochanie, zabiłam nasze koty” sprawia wrażenie małej rzeczy, którą Masłowska napisała trochę przy okazji, porządkując obrazy rzeczywistości, które nagromadziła w ostatnich latach. To na pewno nie jest wielka książka, bardziej osobliwy, oryginalny felieton, intrygujący formą, ale proszący o ciekawsze rozwinięcie dotykanej problematyki.