WILK Z WALL STREET
polska premiera: 3.01.2014
reż. Martin Scorsese
moja ocena: 7/10
To zaskakująco dobry film. Zaskakująco dlatego, bo w nawet niespecjalnie wyrafinowany sposób Martin Scorsese cytuje w nim samego siebie, jasno nawiązując do “Chłopców z ferajny” czy “Kasyna”. Zmieniło się jedynie tło, zaś harce głównych bohaterów przybrały w “Wilku z Wall Street” postać jawnie degeneracką, przaśną, prostacko łobuzerską. Drobne cwaniaczki, którym udało się zamienić w zepsutych rekinów finansjery, masę pieniędzy trwonią na niewyszukaną rozrywkę – głównie seks i narkotyki. To właśnie sceny ich tandetnych imprez w dużej mierze kształtują najnowszy film Scorsese, dzięki czemu nie mamy możliwości złapać powietrza i ponad 2,5-godzinny seans mija wręcz błyskawicznie. Trzeba przyznać reżyserowi, że pokusił się o naprawdę brawurową oraz w swej karykaturalności niezwykle śmiałą i błyskotliwą dekonstrukcję jednego z największych, amerykańskich mitów – kariery od pucybuta do milionera. Wartością samą w sobie w “Wilku z Wall Street” jest natomiast aktorstwo. Leonardo di Caprio tworzy tu wielką rolę aspirującego nuworysza, marzącego jedynie o coraz większej ilości kasy na koncie, aż w końcu upadłego, bogatego degenerata, znów zgłaszając swoje jak najbardziej zasłużone pretensje do wszystkich nagród świata (który to już raz?), co Akademia zapewne po raz kolejny puści mimo uszu. Na drugim planie na słowa uznania zasługują świetny Jonah Hill i przede wszystkim Matthew McConaughey – pierwszy mistrz późniejszego miliardera. Czy warto? Pewnie, że tak, bo za tą całą groteskową, prostacką komedią, “Wilk z Wall Street” zawiera też w sobie ciekawą refleksję, nawet jeśli na osi z filmami Scorsese sytuuje się gdzieś w środku pomiędzy jego najlepszymi i słabszymi dokonaniami.
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=l1toysk1QSs]