COLD IN JULY
Quinzaine des Réalisateurs 2014
reż. Jim Mickle
moja ocena: 6.5/10
Najlepszym filmem rozrywkowych festiwalu ma szansę zostać u mnie „Cold In July” Jima Mickle. To niesamowita żonglerka motywami kryminalnymi, elementami kina sensacyjnego, Tarantino i exploitation. Ale zaczyna się, jak rasowy, mocny thriller. Richard – spokojny i poczciwy obywatel – w środku nocy strzela do włamywacza w swoim domu. Złodziej ginie na miejscu, ale cale zajście zgodnie z amerykańskim prawem rozejdzie się po kościach, bo zostanie uznane za samoobronę. Rodzinę Richarda zaczyna jednak nachodzić ojciec zastrzelonego mężczyzny, który właśnie wyszedł z więzienia. Do akcji sprawnie i ochoczo wkracza miejscowa policja, a gdy sprawa wydaje się już zamknięta, a niebezpieczeństwo zażegnane, Richard zaczyna podejrzewać, że wcale nie zabił tego mężczyzny, którego zidentyfikowała policja u niego w domu podczas feralnej nocy. Mickle właściwie mógłby zakończyć swój film, na jego pierwszej, niesamowicie brawurowej i dopracowanej części, gdzie zwyczajny obywatel działając w samoobronie, staje się obiektem zemsty. „Cold in July” idzie jednak w nowych, zaskakujących kierunkach, a przy tym cała narracja prowadzona jest tak spójnie i koronkowo, że zupełnie nie ma się wrażenia, iż coś robi się tu na siłę. W dodatku film dostarcza także sporo rasowej rozrywki, będąc i bezpardonową komedią, i charakternym kryminałem jednocześnie. Nic nowego, ale bardzo cieszy.
***
Kasia w Cannes powered by: