FRANK
polska premiera: 11.07.2014
reż. Leonard Abrahamson
moja ocena: 6.5/10
Średnio uzdolniony rudzielec z Walii z ewidentnym parciem na szło przypadkowo zostaje członkiem eksperymentalnej kapeli pod wodzą niejakiego Franka – gościa z dyniowatą maską na twarzy, którą nosi bez przerwy. Cała ekipa przenosi się do chatki w głębi irlandzkiego lasu, by tam poszukiwać idealnego brzmienia na swoją płytę. Dzięki biegłości w mediach społecznościowych Walijczyk załatwia zespołowi występ na prestiżowym festiwalu South By Southwest. Tam jednak awangardowa dusza Franka i jego kapeli zderzy się z całym teatrem niezalowego show biznesu. Mimo rześkiej, komediowej otoczki, “Frank” jest filmem dość przygnębiającym i gorzkim. Kimże jest bowiem charyzmatyczny lider oryginalnego zespołu, jak nie muzykalnym szaleńcem, człowiekiem z wizją i problemami, wśród których groteskowa maska zdaje się być niekoniecznie tym najistotniejszym. Jak trudno zachować artystyczną autonomię i wierność własnym ideałom, gdy odbiór publiki kształtują like’i, retweety i hashtagi. Muzyka nie ratuje bohaterów filmu, ale do pewnego momentu stanowi dla nich oazę wolności i spokoju. Ten świat musi też w końcu runąć niczym domek z kart, bo opiera się na przekonaniu o niemalże boskich właściwościach ich lidera, a w gruncie jest to tylko barwna, acz niestabilna psychika zwykłego człowieka. Szkoda tylko, że chwilami Leonard Abrahamson sprowadza egzystencjalne problemy swojego filmu do zagwostki, czy na ekranie zobaczymy twarz Franka bez maski. Michael Fassbender tak fantastycznie zagrał tę rolę, że tak okropne drążenie tego wątku, było zupełnie niepotrzebne.
[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=tn5s-o9-93o]