COŚ MUSI SIĘ STAĆ
Black Bear Filmfest
reż. Ester Martin Bergsmark
moja ocena: 6/10
Kino od najdawniejszych czasów konsekwentnie nas uczy, że cierpienie z miłości jest jedną z najbardziej szlachetnych jego form. Ester Martin Bergsmark właśnie na tej prastarej prawdzie oparł swój pierwszy, fabularny film. Rozumiem wszystkich, którzy z seansu “Coś musi się stać” wyszli lub wyjdą zniesmaczeni. Będą narzekać na artystowską manierę filmu, bo szwedzki reżyser powiela dokładnie wszystkie grzechy tego typu kina – od spontanicznych scen utrwalonych drgającą kamerą, przez ujęcia liści muskanych wiatrem za oknem po klimatyczne piosenki, służące podkreślaniu wymowy co ważniejszych scen. Film Bergsmarka ostatecznie nie jest jednak taki zły. Co więcej, byłby dużo lepszy, gdyby reżyser po prostu umiał robić filmy i coś o tej niełatwej sztuce wiedział (ale niestety nie każdy jest Xavierem Dolanem). Tę obiektywną przeszkodę przeskoczyć jednak ciężko, więc proponuję jeszcze coś innego – nie obierać perspektywy, którą reżyser ostentacyjnie narzuca. Patrzeć na “Coś musi się stać” nie jak na film queerowy, ale bardziej uniwersalny – jako historię o ambiwalencji uczuć, destrukcyjnej sile miłości, odwadze byciu sobą. Bergsmark kurczowo trzyma się queerowej optyki, bo dostał od losu coś, co absolutnie to usprawiedliwia. Chodzi o Sagę Becker – transseksualną dziewczynę, nieprofesjonalną aktorkę, która w roli Sebastiana/Ellie, zmagającego się z własną seksualnością i poszukującego miłości, magnetyzuje i przyciąga uwagę. Jest zjawiskowa, cudowna i fantastyczna, “robi” ten film, który bez niej być może nie miałby wcale racji bytu… (czytaj dalej)
[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=CS2daR-OXaY]
***
Kasia na Black Bear Filmfest powered by: