GREEN ROOM
Directors’ Fortnight 2015
reż. Jeremy Saulnier
moja ocena: 6/10
Na przeciwległym biegunie thrillera niż „Maryland” sytuuje się „Green Room”, w którym podążąmy zdezelowanym vanem za punkową grupą, podróżującą od jednej speluny do drugiej i grającej koncerty dla garstki ludzi. Gdy jeden z takich występów nie wypala, w ramach rekompensaty organizator proponuje zespołowi odwiedzenie lokalu jego kuzyna. Okazuje się on miejscem spędów lokalnych neonazistów, gdzie poza koncertami dzieją się również niekoniecznie legalne biznesy. Muzycy gdy to odkryją, umniejszą swoje szanse na opuszczenie tego miejsca żywymi. Jeremy Saulnier ciekawie postawił na nie do końca poważną formę, krwawą, ale jednak ledwie delikatnie gore, fajnie potrafiąc wpuścić w wyeksploatowaną formę filmową trochę powietrza i niezłego poczucia humoru. Jak w „Blue Ruin” zabiera widza na obskurną, brzydką prowincję, tym razem jednak czyniąc z takiego otoczenia atrakcyjne miejsce akcji dla sympatycznej, krwawej jatki i tym samym dostarczając solidną dawkę niezbyt wyszukanej, ale porządnej rozrywki. Może nie ta liga, co „No One Lives”, ale było blisko.
***
Kasia w Cannes powered by: