W kinie: Love (Cannes)

love gnoe

 

LOVE
Festival de Cannes 2015
reż. Gaspar Noe

moja ocena: 5.5/10

 

Pięć lat temu Gaspar Noe zapytany o to, co chciałby nakręcić po „Wkraczając w pustkę” powiedział, że komedię romantyczną – albo szerzej – film o miłości. Jak rzekł, tak zrobił. Wydaje mi się, że Francuz jest bodaj jedynym reżyserem na świecie, który może pozwolić sobie na totalną obsceniczność, czystą pornografię (i to w 3D) i właściwie nikt się nie oburzy. Odwagi, brawury, łamania kolejnych tabu, ekscentryczności oczekują od niego wszyscy. Tego też Noe dostarcza. Gdyby skupić się tylko na opowiedzeniu fabuły, „Love” trąciło by banałem na kilometr. Młody Amerykanin w Paryżu i jego związek z dwoma kobietami. Z Omi ma nieplanowane dziecko, z Electrą łączyło go burzliwie, namiętne uczucie, lecz kochanka od niego odeszła i od dłuższego czasu Murphy nie ma z nią kontaktu. Przypadkowy telefon przypomina mu o Electrze, zaczyna znów analizować ten związek. W odwróconej kolejności poznajemy jego początek, najcudowniejsze chwile, gorące, brutalne kłótnie, genezę rozstania. Pomiędzy te melodramatyczno-obyczajowe wątki Noe wplótł naturalistyczne obrazy stosunków płciowych, które Murphy odbywa z Omi, Electrą, nimi obiema jednocześnie etc. Miłość u Francuza – ta fizyczna – wygląda, jak najbardziej naturalna rzecz na świecie. Z tym że zaaranżowane w specyficzny sposób, z konkretnych, precyzyjnie wyselekcjonowanych ujęć i muzyką w tle te sceny wyglądają, jak poetyckie, artystyczne porno teledyski. To na pewno ogromna i niezwykła umiejętność Gaspara Noe, że obrazy, które normalnie popkultura odrzuca jako zbyt sprośne i wulgarne, Francuz bezpardonowo i przy powszechnych poklasku wprowadza do świata rozrywki. Gdyby jeszcze za jego talentem estetycznym i odwagą szły bardziej oryginalne scenariusze, mielibyśmy być może do czynienia z prawdziwym geniuszem. Na razie ciągle na niego czekamy.

 

***
Kasia w Cannes powered by: