Film | Muzyka | Pasje

W kinie: Hell or High Water (Cannes)

hellorhighwater

 

HELL OR HIGH WATER
Festival de Cannes 2016
reż. David MacKenzie

moja ocena: 6.5/10

 

Reżyser wybornego “Starred Up” w kostiumie łotrzykowskiego westernu przekazuje frapujące refleksje o czymś, co można by nazwać ekonomiką społeczną we współczesnej Ameryce. Dwóch braci spotyka się po latach i wciela w życie plan serii napadów na banki. Dzięki zebranym w ten sposób pieniądzom w tych samych bankach spłaciliby hipotekę ich rodzinnej ziemi, na której właśnie odkryto złoża ropy, stąd stała się ona atrakcyjna zarówno dla nich, jak i dla wierzycieli. Śladami brawurowych kowbojów po Teksasie podążają dwaj stróże prawa. Jeden z nich jest tuż przed emeryturą, dlatego też potencjalne schwytanie rabusiów stanowiłoby jego godne pożegnanie z wieloletnią służbą. Archetypiczne motywy posłużyły MacKenzie’mu do stworzenia gorzkiej refleksji o Ameryce XXI wieku. Puste miasteczka zamieszkałe przez ubogich ludzi bez nadziei i gdzieniegdzie tylko posesje, które udało się oddać w dzierżawę, by wydobywać na nich ropę. Teksas był kiedyś ostoją amerykańskich wartości – ta sława zdaje się jednak, iż dawno przeminęła. Przy każdej drodze kierowcę atakują reklamy instytucji, oferujących pomoc w rozwiązaniu finansowych problemów – oczywiście kosztowną i korzystną jedynie dla późniejszego wierzyciela. Kapitalizm w najczystszej postaci zadomowił się też tu. Toby i Tanner wychowywali się w biedzie, nie chcąc w niej pozostać, zdecydowali się na desperacki, niezgodny z prawem krok. Mimo ogólnej, pesymistycznej wymowy filmu znalazło się w nim miejsce też na niewybredny humor (pościgowy duet Jeff Bridges i Gil Birmingham kradną przedstawienie za każdym razem, gdy pojawiają się na ekranie). W końcu to też historia o tym, że los należy brać w swoje ręce – znów typowo amerykański motyw self-made manów, którzy sięgną nawet po najbardziej radykalne środki, by zawalczyć o swoje.

 

***
Kasia w Cannes powered by:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.