W kinie: Jackie

jackie

 

JACKIE
polska premiera: 3.02.2017
reż. Pablo Larrain

moja ocena: 7/10

 

To zaskakująco antyhollywoodzki film i bardzo zgrabnie wymykający się schematom prostego biophica. Błyskotliwie drążący tematykę mitologii JFK i jego żony (w “Jackie” wielokrotnie powraca motyw Camelotu jako baśniowego motywu, który miał stanowić fundament pod tę mitologię), ale bynajmniej jej nie niszczący. Pablo Larraín wydaje się być zafascynowany postacią Jacqueline Kennedy, która w chwilach najtrudniejszych stanęła na wysokości zadania, rozgrywając wytrawnych polityków w taki sposób, by pamięć o jej tragicznie zmarłym mężu i bajce, jaką stworzyli wg swojej wizji, przetrwała nie tylko ten tragiczny moment, ale też kolejne dekady i następnych liderów amerykańskiego państwa. Historia pokazała, że swoje plany zrealizowała znakomicie. To też film o żałobie, ale bardzo specyficznej, którą w dodatku oglądamy z bardzo bliskiej perspektywy. “Jackie” to kino na wskroś autorskie (zaproponowano nam tu raptem spojrzenie na trzy epizody z życia najpopularniejszej pierwszej damy Ameryki: kulisy słynnego programu telewizyjnego, w którym Pani Kennedy oprowadza widzów po Białym Domu, dzień zabójstwa JFK i późniejszy czas planowania uroczystości pogrzebowych), wyreżyserowane wręcz po mistrzowsku, z cudowną pracą kamery, dającą poczucie nieprzyzwoicie intymnej wręcz bliskości z główną bohaterką, pięknie powściągliwą ścieżką dźwiękową autorstwa Mici Levi. Jedyny problem mam z Natalie Portman, która tak doskonale odrobiła lekcję z “bycia Jacqueline Kennedy”, że jej udająca autentyczną maniera niespecjalnie pasuje do tego kameralnego, wyciszonego filmu. Sprawia to wszystko po prostu wrażenie, że aktorka i jej gra nie wyglądają zbyt naturalnie.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.