NEWTON
67. Internationale Filmfestspiele Berlin
reż. Amit V Masurkar
moja ocena: 6.5/10
Hinduskie kino to nie tylko Bollywood – wiemy to już od dawna, gdyż ambitniejsze kino z Indii coraz częściej przebija się do festiwalowego obiegu nawet w Polsce. “Newton” to tragikomedia najszlachetniejszego sortu, śmiało bowiem zestawić można ją z taką “Ziemią Niczyją” Danisa Tanovicia. Amit Masurkar sięga bowiem po podobne środki – za sprawą niewybrednych, szalenie zabawnych żartów sytuacyjnych, absurdu i groteski wskazuje na ważny współcześnie problem. W Indiach szykują się wybory, które wedle urzędniczych planów mają odbyć się dosłownie wszędzie. Nawet w środku dżungli, gdzie niegdyś żyła sobie mała społeczność, w wyniku brutalnych starć między komunistyczną partyzantką i siłami rządowymi przesiedlona do obozu tymczasowego. To terytorium w dalszym ciągu bardzo niespokojne, więc niewielu było śmiałków, którzy zechcieliby pojechać na to odludzie, by stworzyć tam komisję wyborczą dla 79 delikwentów obdarowanych dokumentami uprawniającymi do głosowania. Ci ludzie nie wiedzą, że odbywają się jakieś wybory, nie znają kandydatów, nigdy wcześniej nie widzieli maszyny do głosowania. Ich codzienność to spalona wioska oraz ciągłe poczucie zagrożenia. Demokratycznych ideałów przyjedzie ich nauczać idealista Newton, który mimo doskonałego wykształcenia zamiast dobrzej płatnej pracy zatrudnił się w prowincjonalnym urzędzie, bo chce zmieniać świat na lepsze. Ku rozpaczy rodziny nie chce też pojąć za żonę dziewczyny, z którą ojciec i matka go swatają. Zamiast tego Newton jedzie ryzykować życie, by kilku obywateli mogło wziąć uczciwie i zgodnie z zasadami udział w wyborach. Na miejscu cały czas ściera się z miejscowym dowódcą wojskowego batalionu, który nie podziela zdania chłopaka do co sensowności wyborów w tym miejscu. Ich konfrontacja generuje najśmieszniejsze sytuacje w filmie, ale bezbłędnie punktuje też fasadowość i pozorność współczesnej demokracji, gdzie ludzie głosują na polityków, których nie znają, obiecujących najbardziej absurdalne rzeczy, ale po dojściu do władzy natychmiast zapominających o tych, którzy ich wybrali. I o ich bolączkach i problemach. Na drugim planie Masurkar poprzez przekorną historię Newtona uzmysławia też, jak cienka jest granica między idealizmem a biurokracją, puentując to znakomitą sceną finałową. Obstawiam, że gdyby “Newtona” wyprodukowano w Hollywood, byłby to murowany kinowy hit, a tak pozostaje mi trzymać kciuki, by największym sukcesem hinduskiej produkcji nie było otwieranie sekcji Forum na Berlinale.