KONG – WYSPA CZASZKI
polska premiera: 10.03.2017
reż. Jordan Vogt-Roberts
moja ocena: 6/10
Trochę skradł mi serce ten filmowy patchwork, stanowiący kolejną wariację na temat postaci King Konga. Nie tylko dlatego, że Tom Hiddleston wygląda tu szalenie korzystnie. Właśnie kończy się wojna w Wietnamie, żołnierze z azjatyckiego piekła będą mogli w końcu wrócić do domu. Jednak nie wszyscy o tym marzą, wierząc, iż jeszcze nie wypełnili tu swojej misji (kłania się nastrój “Czasu Apokalipsy”). Szalony profesor Randa montuje ekipę, która uda się z nim na tajemniczą wyspę. Znajdą się w tej licznej grupie nie tylko amerykańscy żołnierze, ale też doświadczony tropiciel-najemnik w typie Indiany Jonesa, ambitna i atrakcyjna fotografka wojenna, inni badacze (brzmi jak “Zaginiony Świat”, prawda?). Na miejscu szybko się okaże, że nigdy o geologiczne odkrycia naukowcom nie chodziło, zaś pobyt na wyspie ze spokojnej wyprawy eksploracyjnej zamieni się w walkę o przetrwanie. To niby “Pokot” jawi się jako wywrotowy film o ekologicznym przesłaniu, ale to pierwsza część “Konga” dużo bardziej przebojowo je przemyca. Podpułkownik Packard wygląda tu jak postrzelone skrzyżowanie ministrów Szyszki i Macierewicza – szalony miłośnik wojny, broni i bezrefleksyjnego strzelania do zwierząt. Człowiek przybywa na dziką wyspę po to, by w pierwszej kolejności brutalnie naruszyć jej unikalny ekosystem, a potem karkołomnie podejmować próby naprawienia swoich błędów, bo świat przyrody jest dużo bardziej złożony niż interpretują to ludzkie umysły, podążające za wygodnymi schematami. Jak tym, że wielka, głośna małpa to na pewno największe zagrożenie w nieznanym świecie. Co zaskakuje, producenci tego blockbustera powierzyli jego stworzenie niedoświadczonemu reżyserowi, który do tej pory nakręcił jeden długi metraż – niezależny komediodramat “Królowie Lata”. Ale chyba dobrze się stało, bo Jordan Vogt-Roberts – co rzadkie w tego typu kinie – poświęcił tyle samo atencji efektom specjalnym, ale bohaterom filmu. Każda z postaci w “Kongu” ma jakieś własne rysy psychologiczne i swoje motywacje, nie ważne, czy przetrwa pobyt na Wyspie Czaszki, czy zakończy swój żywot gdzieś w pierwszej części fabuły. Z czasów VSH-ów pamiętam troszkę kiczowatą ekranizację “Zaginionego Świata” z 1992 roku, w której grupa obcokrajowców za pasmem górskim w Afryce odnalazła dinozaury. Tamta skromna produkcja miała w sobie takiego bezpretensjonalnego ducha kina autentycznej przygody, którą teraz, parę dekad później, znów odnalazłam w “Kongu – Wyspie Czaszki”.