W kinie: Yomeddine (Cannes)

yomeddine

 

YOMEDDINE
Festival de Cannes 2018
reż. A.B. Shawky

moja ocena: 5.5/10

 

W Cannes nie tak znów często zdarza się, że do Konkursu Głównego dopuszczane zostają filmy niewielu mówiących z nazwiska cokolwiek komukolwiek debiutantów. Nic nie wskazuje jednak na to, by urodzony w Kairze Abu Bakr Shawky miał podążyć ścieżką László Nemesa, który w 2015 roku będąc w takiej roli podbił francuski festiwal. “Yomeddine” bowiem jako film społeczny, portretujący mało kolorową egzystencję ludzi wykluczonych takich jak główny bohater filmu, wyniszczony trądem Beshay, towarzyszący mu osierocony dzieciak o ksywce Obama, napotkany przypadkiem niepełnosprawny były kierowca ciężarówki żebrzący na ulicy, nie wnosi wiele nowego do tematu. Shawky w ramach impozycji z precyzją i wrażliwością sympatyzującego ze swoimi bohaterami dokumentalisty pokazuje ich monotonne, niełatwe życie, chcąc uwrażliwić widownię na to, iż wokół nas funkcjonują różnej maści dziwacy i odmieńcy, którym należy się szacunek i zrozumienie, bo w końcu są takimi samymi ludźmi jak my wszyscy. Jednak główną oś dramaturgiczną filmu stanowi przeciętne kino drogi – podróż Beshaya z kolonii trędowatych w towarzystwie małego Obamy w górę Nilu i Egiptu (jakże dalekiego od tego, co oglądamy w turystycznych folderach) w poszukiwaniu rodziny tego pierwszego. Oparta również na wielu ckliwych, łzawych i chwytających za serce schematach oraz przede wszystkim naturalnej charyzmie aktorów naturszczyków, którzy serce mają wielkie, a prawda kryje się w każdym ich geście i spojrzeniu.

 

***
Kasia w Cannes powered by:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.