THE LAND OF STEADY HABITS
polska premiera: 15.09.2018
reż. Nicole Holofcener
moja ocena: 5/10
Nicole Holofcener w swoich filmach pełnometrażowych przyzwyczaiła widzów do głęboko empatycznego kina, z radarem czułości i zrozumienia skierowanym na swoich niedoskonałych, egzystencjalnie zagubionych bohaterów. Pomimo wielu cech wspólnych te wszystkie humanistyczne komediodramaty nie powtarzały zbyt wielu schematów niezależnych, amerykańskich filmów. Holofcener zawsze potrafiła uderzyć w odpowiednie nuty, trzymając wyraźny dystans między subtelnym wzruszeniem a pretensjonalną ckliwością, scenariuszową koncepcją a historiami bliskimi prawdziwemu życiu. I przy okazji “The Land Of Steady Habits” gdzieś trochę tę umiejętność zagubiła. Może to wina tej zdecydowanie bardziej – w porównaniu do jej poprzednich dzieł – gorzkiej tonacji, która mocno ochładza temperaturę tej historii o sfrustrowanych dorosłych w kryzysie i ich dzieciach, pozbawionych wsparcia i autorytetów, przez to tonących w zgorzknieniu i marazmie zdecydowanie zbyt wcześnie. Autentycznie urzekł mnie Ben Mendelsohn w roli dojrzałego mężczyzny, który znienacka, ale na własne życzenia musi zaczynać wszystko od nowa, ale zamiast choćby umiarkowanego optymizmu pogrąża się w bierności. Tym większym, im wyraźniej dochodzi do niego świadomość, jak traci wpływ na cokolwiek, co dotyczy jego najbliższych. Zresztą jemu podobnych dorosłych w filmie jest cała masa i potrzeba będzie dopiero dramatycznego wstrząsu, by wyrwać ich z tego odrętwienia. Mam takie wrażenie, że “The Land Of Steady Habits” może lepiej wypadać w swoim literackim pierwowzorze niż w jego filmowej adaptacji, gdzie zbyt wiele jest jednak takich tylko iluzorycznie życiowych problemów, a więcej jakiś wykoncypowanych rozterek (wyobrażanie o bolączkach klasy średniej). To też nie tyle sprawia, że film Holofcener jest kiepski, ale czyni go po prostu dość nudnym.