KRYSZTAŁ
reż. Darya Zhuk
Białoruś, Rosja, Niemcy
zobacz zwiastun >>>
moja ocena: 7/10
Zadziorna Alina Nasibullina jako kolorowy ptak uwięziony w klatce absurdów i zacofania czasów białoruskiej transformacji. Debiutantka Daria Żuk pięknie odmalowała swoją barwną bohaterkę – chodzący w czerwonych rajtuzach i chabrowym szaliku pomnik nieposkromionego indywidualizmu – na tle przygnębiającej szarzyzny postkomunistycznego kraju. Dziewczynę, która porzuciła prawniczą karierę, by grać house’owe kawałki w magazynach załadowanymi artefaktami z poprzedniej epoki, udającymi dyskoteki. Śniącą niepoprawny, amerykański sen, na drodze którego stoi tylko proces wizowy i jeden telefon z ambasady, który zadzwoni na przypadkowy numer i który niestety trzeba odebrać (i potwierdzić zawarte we wniosku kłamstewka) w mieścinie nieco odległej od Mińska. A tam wcale nie jest ciekawiej niż w mieście, bo na tej prowincji za pracę ludziom płaci się kryształowym szkłem, a na wesele łowi ryby dynamitem pod osłoną nocy. Mało tu przestrzeni dla życzliwości, jeszcze mnie dla jednostkowej wolności. Jak Żuk to wszystko pięknie wybalansowała – przebojowy humor groteskowej rzeczywistości zakleszczonej między starym i nowym oraz cichy dramat tych, którzy mają śmiałość, by marzyć o czymś większym niż ślub z obowiązku i nudnie bezpieczna posada w państwowej instytucji. Białorusinka zrobiła atrakcyjne kino kobiece oraz zarazem bardzo błyskotliwe i donośne w swym uniwersalnym, społecznym przesłaniu. Takie kobiety za konsolety, takie kobiety za stery kamery!
KIEDY DRZEWA PADAJĄ
reż. Marysia Nikitiuk
Ukraina, Polska, Macedonia
zobacz zwiastun >>>
moja ocena: 6.5/10
Gorące lato na ukraińskie wsi spokojnej, ale już nie tak wcale wesołej. Duchota doskwiera tu wszystkim, ale najbardziej nastoletniej Larysie, której namiętny romans z miejscowym łobuzem spotyka się z bezceremonialną dezaprobatą jej najbliższych. Dziewczyna kocha chłopaka i on też chyba darzy ją uczuciem, ale wrogość i zawiść otoczenia wlewa gorzką truciznę do tego związku. Gdy bliżej się przyjrzeć tym ludziom, widać w ich oczach i postawie nie tylko rezygnację, ale zgorzknienie, które wykiełkowało w ich duszach, kiedy to sami w przeszłości poddali się zamiast walczyć o własne marzenia. Larysa ma jeszcze w sobie trochę siły i dużo złości, by się buntować, ale to walka z gatunku sama przeciw wszystkim. Debiutantka Marysia Nikitiuk chciała trochę za bardzo, rozgałęzia wątki zamiast skupić się na tym, co w jej fabule najmocniejsze. Reżyserka z Kijowa ma talent do atrakcyjnego łączenia poetyckiego realizmu magicznego z surową obserwacją społeczną, do patrzenia na bezduszność świata z perspektywy dorosłej i dziecięcej, robienia kina pełnego pasji i uczuć. Dzięki obecności za kamerą Michała Englerta, który wykonał tu wspaniałą robotę, umiejętności i styl Nikitiuk mogły wybrzmieć z odpowiednim impetem – naturalnie i szlachetnie, bo ten film chłonie się przede wszystkim zmysłami, zwłaszcza oczami, i sercem.
GÓRA SULEJMANA
reż. Elizaveta Stishova
Kirgistan, Rosja
zobacz zwiastun >>>
moja ocena: 6/10
Dramat kobiet w zimnym piekle gór Kirgistanu, które bez mężczyzn nie znaczą nic, co najbardziej przejmujące – nawet we własnych oczach. Porzucona przez męża dla innej, młodszej kobiety Zhipara podejmuje desperacki krok, by odzyskać Karabasa. Zabiera z sierocińca chłopca, który najbardziej przypomina ich zaginionego w tajemniczych okolicznościach synka i tak zwabia mężczyznę do siebie. Dość szybko staje się jasne, że małżonek nie jest wart jej miłości. To pijak, hazardzista i mitoman, który nie jest w stanie zadbać o nikogo, a jednak kurczowo trzyma się jego zarówno Zhipara, jak i jego nowa, ciężarna partnerka. Zamiast budować zdrowe, międzyludzkie relacje, ten egzotyczny tercet pogrąża się w patologiach i nieszczęściu. Urodzona w Moskwie debiutantka Elizaveta Stishova błyskotliwie połączyła dramatyczną historię rodzinną z folklorem kirgiskiej prowincji. Tytułowa Góra Sulejmana to miejsce lokalnych pielgrzymek – symbol nadziei na odmianę losu i duchowego oczyszczenia. Zhipara czyni się samozwańczą kapłanką tego miejsca, przekonując, że może pomóc innym, ale w pierwszej kolejności nie jest w stanie pomóc sama sobie. Wszyscy ostatecznie znajdują się w tym filmie w sytuacji bez wyjścia. Stishova nie tworzy jednak obrazu totalnej beznadziei, pokazując, że pod kupą brudu i moralnego błota może przetrwać i kobieca solidarność, i dziecięca niewinność.