WSZYSTKO POSZŁO DOBRZE
Festival de Cannes 2021
reż. François Ozon
moja ocena: 7/10
Tata postanawia umrzeć. Co prawda, zmusiła go tego sytuacja. Sędziwy pan Bernheim (André Dussollier) właśnie przeszedł poważny udar, który znacząco wpłynął na jakość jego życia. Nie mogąc już robić rzeczy, które kocha (jak sam stwierdza) i nie chcąc być zdanym na łaskę innych (bo charakter to taki z gatunku trudnych), prosi jedną ze swoich córek, by pomogła mu odejść z tego świata na własnych warunkach. Emmanuele (Sophie Marceau) prośbą jest zszokowana i poruszona. Nie rozumie, jak rodzic może o coś takiego prosić własne dziecko, ale, co wielokrotnie będą podkreślać obie córki Bernheima, ojciec jest nie tylko koszmarnie uparty, ale też odmawia mu się szalenie trudno. François Ozon po nagrodzonym na Berlinale “Dzięki Bogu” znów mierzy się z publicystycznie nośnym i kontrowersyjnym tematem. Tym razem eutanazji. I ślizga się w nim po nieznośnych błahostkach, płytkich metaforach i wyświechtanych frazesach. Zadaje pytania, na które odpowiedź raczej niewiele odkrywczego wnosi do dyskusji. Dodatkowo wrzuca w te rozważania najbardziej francuską z możliwych rodzin, odrzucająco uprzywilejowane persony, uprawiające artystyczne zawody – pisarka, muzykolożka, rzeźbiarka. Sam André Bernheim to bogaty przemysłowiec i wytrawny kolekcjoner sztuki. Dla jednych takie filmowe otoczenie to pułapka bez wyjścia, ale dla Ozona – kopalnia możliwości, by opowiedzieć historię wspaniale zniuansowaną, gęstą i angażującą widza. Choćby ów status materialny bohaterów staje się dla niego pretekstem do kąśliwego komentarza, że umieranie z godnością ma swoją cenę, którą są w stanie zapłacić tylko nieliczni.
Portret rodziny we wnętrzu, jaki maluje francuski reżyser, rządzi się swoją nieoczywistą dynamiką. Córki ojca kochają, nie potrafią mu odmówić, bez względu na okoliczności zapewnią mu troskliwą opiekę, będą czuwać przy jego łóżku, ale też mają mu za złe wiele rzeczy. Emmanuele z dzieciństwa pamięta jego wieczną krytykę, zaś jej siostra Pascale (Géraldine Pailhas) nawet jako dorosła kobieta mierzy się z tym, że dla Andre jest przede wszystkim matką ukochanego wnuka. Do stanu chronicznej depresji stary Bernheim doprowadził też ich matkę (Charlotte Rampling), która pomimo licznych romansów męża z wieloma mężczyznami, pozostała jego żoną, chowając się w cień w rodzinnej hierachii i gasnąc na oczach swoich bliskich. Czymże są jednak stare grzechy i przewinienia wobec decyzji ostatecznych.
Waży ten film swoje, ale jednocześnie nie zmusza widza, by nosić ten ciężar na własnych barkach. Ostatecznie bowiem, dzięki wspaniale napisanym postaciom, nieoczywistemu, acz bardzo naturalnemu dowcipowi i błyskotliwie rozlokowanym kontrapunktom fabularnym oglądamy najprawdziwszą komedię ludzką, głęboko humanistyczne kino. Takie, w którym bohaterowie łapczywie chwytają się każdej chwili spędzonej razem, a jednocześnie patrzą wprost w oczy śmierci. Młode pokolenie chce oszukać przeznaczenie, licząc, że ojciec znów pokocha życie, ale gdy tylko na horyzoncie pojawia się mroczny anioł o aparycji Hanny Schygulli ze szwajcarskiej kliniki, pomagającej odejść z tego świata, jasne staje się, że koniec jest nieuchronny. Doprecyzować należy jedynie daty, dokumenty, szczegóły. François Ozon tak właśnie widzi człowieczą egzystencję – jako nieustające przepychanie liny między siłami życia i śmierci, kupowanie czasu, totalnie nieheroiczną walkę o kolejny dzień.