W kinie: Titane (Cannes)

titane

 

TITANE
Festival de Cannes 2021
reż. Julia Ducournau

moja ocena: 7.5/10

 

Julia Ducournau reaktywowała nową francuską ekstremę w momencie, gdy wszyscy już prawie zapomnieli o krwawym filmowym nurcie kina znad Sekwany, które na początku tego stulecia szokowało widzów. Do mainstreamu kontrowersyjny gatunek wprowadził Gaspar Noe z “Nieodwracalnymi”, ale potem – z kolejnymi produkcjami pokroju “Frontiere(s)”, “Martyrs czy “Najścia” – choć stawało się coraz bardziej ekstremalnie, robiło się też nudnie. Tym filmom było przecież bliżej do VHS-owych slasherów, aniżeli prowokacyjnych dzieł wyrastających z tradycji Johna Watersa, Russa Meyera czy Davida Cronenberga. Aż najpierw z “Mięsem” na scenę jeszcze bez jupiterów wkroczyła francuska reżyserka, by następnie pójść na czołowe zderzenie ze współczesnym, coraz częściej rozmiękczonym kinem. Transgresyjna, cielesna estetyka Ducournau ocieka seksem i wulgarnością, uwielbia przemoc widowiskową i zarazem odrzucającą. “Titane” to spektakl zbudowany na barbarzyńskiej ekstrawagancji, z arytmiczną narracją i połamaną osią fabularną. Budujący pozornie znajomy obraz rzeczywistości, ale gdy patrzymy na niego wnikliwej, dostrzegamy cyberpunk, “Mad Maxa” i futurytyczne eksperymenty Tsukamoto. (Nie)daleka przyszłość u Ducournau pachnie spalinami i mrozi chłodem międzyludzkich relacji. Przewodniczką po tym świecie zostaje Alexia (Agathe Rousselle). Od najmłodszych lat agresywna prowokatorka i miłośniczka szybkich samochodów, która jako dziecko – w wyniku wypadku, do którego sama doprowadziła – wyposażona została w tytanową płytkę w głowie. Niby chroni ona mózg, ale tak naprawdę powoduje biologiczny i neurologiczny bałagan w ciele i umyśle dziewczyny.

W skąpym stroju i Refnowskim wnętrzu Alexia tańczy na maskach samochodów ku uciesze miłośników tego typu rozrywki. Gdy fan interesuje się nią zbyt mocno, kończy martwy z płynem mózgowym rozlanym po parkingu. Zresztą mordowanie tych, których się nie lubi, dla dziewczyny stanowi najprostszy sposób rozwiązywania problemów (a dla Ducournau pretekst do trawestacji Tarantinowskich symfonii przemocy). Tylko kopulacja z samochodem rozładowuje napięcie w duszy bohaterki. Gdy policja zaczyna szukać dziewczyny, Alexia goli głowę i łamie nos, publiczny szalet opuszcza jako młody mężczyzna, w którego pokiereszowanej facjacie swojego zaginionego dekady temu syna rozpoznaje pogrążony w żalu ojciec (Vincent Lindon). Wypierający nie tylko stratę dziecka, ale też nie potrafiący się pogodzić z upływem czasu i starzeniem własnego ciała.

Każda kolejna poza, przebranie, konfrontacja bohaterki odsłaniają prawdziwe wnętrze filmu, dla którego transhumanistyczna sceneria, oblany płynami ustrojowymi i olejem napędowym body-horror i sadystyczna ekstrawagancja to jedynie efektowna, wywrotowa fasada. “Titane” to opowieść o potrzebie miłości i bliskości jako jedynego lekarstwa na pustkę i samotność. Ducournau językiem bardzo silnych emocji i głębokiej empatii oswaja to, co nie zawsze jest oczywiste. Odnajdując akceptację w drugim człowieku, doświadczając od niego ciepła i budując z nim intymną relację, dekonstrukcji ulegają klasyczne definicje związku, rodziny, tożsamości. Uczucia są bowiem silniejsze niż społeczne klisze czy narzucone tradycją lub przyzwyczajeniem role. Dlatego w jednej z najbardziej wymownych scen filmu, podczas integracji strażackiej braci, to silna dziewczyna z tytanu demaskuje jako wątpiących i niepewnych grupę bawiących się młodych mężczyzn.

Świadomość filmowej materii, pewność własnej, artystycznej (a przecież kontrowersyjnej) wizji oraz przekonanie, co do przesłania, jakie chce się przekazać sprawiają, że kino Julii Ducournau nie można tylko traktować jako festiwalowego ekscesu, gatunkowego eksperymentu czy czystego szaleństwa. Mimo że wypełnione nawiązaniami i cytatami, “Titane” od początku do końca konsekwentnie mówi własnym językiem, dzięki któremu przemoc zrównoważona zostaje czułością, w akcie erotycznym dostrzega się głównie wołanie o miłość, a z kłamstwa czyni fundament dla prawdy. Julia, nie zwalniaj, wciskaj dalej gaz do dechy.

 

Odpowiedź do artykułu “W kinie: Titane (Cannes)

  1. Krzysiek

    Dwa lata czekałem na ten film, drugi w dorobku tej reżyserki. Raw był świetny (należy do moich filmów ever, jest w pierwszej setce). Titane idzie jeszcze dalej, jeśli chodzi o oryginalność koncepcji. Jest bardzo spójny w kreacji własnej (ekranowej) rzeczywistości. Jest też bardziej kontrowersyjny. Pierwsze pół godziny to sceny brutalnych mordów, jakich dokonuje Alexia (główna bohaterka), która w dzieciństwie przeżyła samochodową kraksę. Wstawili jej do głowy tytanową płytkę. Dziewczyna jest niedopasowana do tego świata, podniecają ją jedynie auta, w których (z którymi) się kocha. Jest tancerką, która seksownie się wygina jako modelka na samochodowych pokazach. Nie sposób się nie odwołać do Cronenberga (i jego Crash), lecz to nie wyjaśnia nieszablonowości tego filmu jako (niepowtarzalnego) body-horroru. Pobrzmiewają w nim też echa kina spod znaku Nowej Francuskiej Extremy [l’Interieur zresztą także zaczynał się od kraksy (z perspektywy płodu), a w Calvaire wyłaniał się problem płynnej tożsamości płciowej (równie specyficznie jak w przypadku Titane)]. Kiedy już miną (splatterowe) dwa kwadranse (w których bohaterka łasa sexu, uprawia go ze skrzynią biegów), Alexia postanawia (bo jest poszukiwana przez policję, a w telewizji pokazuje się jej pamięciowy portret) przybrać tożsamość zaginionego przed laty chłopca – tu następuje jedna z najmocniejszych scen w filmie – łamie sobie samej nos o umywalkę. Zgłasza się na posterunek, a na komisariacie pojawia się ojciec zaginionego dziecka, który rozpoznaje chłopca – od tej pory Alexia staje się Adrienem (to jej nowe imię). Piersi ma do bólu sprasowane przez taśmę, włosy ścięte na chłopca, Vincent nie dostrzega – bo może nie chce – cech różniących Alexię z Adrienem. Jest coś jeszcze – podająca się za chłopaka dziewczyna (można się domyślać momentu poczęcia) jest w ciąży, Vincenta nawet nie dziwi, że Adrien się nie goli. Mężczyzna wprowadza go w świat strażackiej braci, szefuje remizie. Relacje pomiędzy nim chłopakami to więź niemal ojcowska, hierarchiczna (Vincent sam nazywa się ich Bogiem, a Alexię mianuje Chrystusem). Jest w tym ukryty homoseksualny stosunek pomiędzy podwładnymi a nim (jeden z nich czuje się nawet zazdrosny, bo szef przestaje, gdy pojawił się Adrien, poświęcać mu uwagę). Homoerotyczna podszewka tych maczystowskich rytuałów to coś (dla Alexi/Adriena), czego nigdy nie miał(a)by szans doświadczyć (jako kobieta). Mamy tu dwie symbolizujące ten wymiar interpretacji sceny, obie o tanecznym charakterze – pierwsza w slow-motion, podszyta erotyzmem, zabawa samców bez koszulek na parkiecie (do melodii Wayfaring Stranger), trochę a la Refn. Druga to (naładowane testosteronem) pogo męskiej braci (moment, w którym następuje pewne ‘przekroczenie’, związane z filozofią gender). Ten wątek Titane to nie jedyny temat w filmie. Równocześnie istnieje wymiar oparty o stosunki ojcowskie. Vincent tak bardzo chce odzyskać syna, że gotów jest przymykać oko na wszelkie sygnały, które by miały zachwiać tym przekonaniem. Jego postać jest chyba jedynym szerzej nakreślonym rysem o psychologicznym charakterze w tym filmie (o Alexii nie wiemy nic więcej poza czynami, których dokonuje, do końca nie wiemy, co ją kieruje). Vincent jest niejednoznaczny, to samiec alfa, w którym drzemią olbrzymie pokłady wrażliwości, mimo że czasem wysyła sprzeczne komunikaty (być może jako przejaw braku samoakceptacji). Najpierw więzi Adriena/Alexię, a gdy ofiarowuje jej klucze (wybór), okazuje się, że i syna/córkę coś przy nim zatrzymuje. W rodzinie być może Alexia nie miała wsparcia, tu dostaje je od obcego faceta. Co więcej, pojawia się między nimi coś jak miłość, i to taka bezwarunkowa (jak rodziców do dziecka). Równocześnie zaś płynie wątek ciąży, którą Alexia nie tylko chce ukryć, ale i pozbawić płód życia, stąd okładanie się pięściami w okolicach brzucha, penetrowanie ostrym przedmiotem narządów płciowych. Od początku wiemy, że coś z tą ciążą jest nie halo. Smar z krocza, paliwo z sutków zamiast mleka i w końcu się zastanawiasz, czy bohaterka urodzi porszaka czy citroena… Titane to art-house, który porusza także takie tematy jak transhumanizm czy trangresje w sferze gender (zresztą o tym już pisałem). To cyberpunkowy techno-thriller, któremu może robię niedźwiedzią przysługę, ujawniając treść (i cel), kiedy sam szedłem do kina w ciemno. Czy Złota Palma w Cannes jest zasłużona, nie mnie wyrokować (przecież nie znam większości innych startujących w konkursie głównym produkcji). Titane jest filmem oryginalnym, taki też był Raw, francuska reżyserka wysoko ustawiła (sobie) poprzeczkę [przesuwając granice tego, co można jeszcze pokazać (i powiedzieć) w kinie]. Titane szokuje, zadziwia i niepokoi (jest filmem, o którym mówi się, że jest disturbing). Na pewno nie jest to obraz dla wszystkich… [tyle ja o Titane]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.