W kinie: Gagarine

gagarine

 

GAGARINE
polska premiera: 1.10.2021
reż. Fanny Liatard, Jérémy Trouilh

moja ocena: 7/10

 

Niegdyś usytuowane na południowo-zachodnich przedmieściach Paryża osiedle Gagarine powstało w latach 60. jako symbol nowoczesności i postępu dokonującego się w myśl egalitarnych idei. Projekt był szczególnie ważny dla rządzącej wówczas we Francji Partii Komunistycznej, a na jego oficjalnej inauguracji pojawił się nawet słynny, radziecki astronauta, na cześć którego nazwano zespół monumentalnych budynków. Fanny Leotard i Jérémy Trouilh na krótko wracają do świetnych początków podmiejskiego osiedla, lecz tylko po to, by za chwilę pochylić się nad jego dużo mniej spektakularnym upadkiem. Akcja ich filmu rozgrywa się bowiem kilka miesięcy przed rozbiórką Gagarine’a – w XXI wieku dość przygnębiającego sąsiedztwa, zamieszkałego głównie przez ludzi tzw. wrażliwych społecznie, którzy z braku alternatywy pozostają lokatorami mieszkań w coraz bardziej zrujnowanym, betonowym blokowisku. Większość z nich liczy na to, że służby socjalne znajdą im lepsze lokum i będą mogli wyprowadzić się z osiedla, kończącego swój żywot.

Nastoletni Youri (Alséni Bathily) to najpewniej ostatnia jednostka, którą autentycznie obchodzą losy Gagarine’a, a dokładniej to, by udaremnić jego rozbiórkę. Młody chłopak spędza większość dni na inspekcji osiedla, kompletowaniu narzędzi i naprawianiu, własnymi zasobami, usterek tak, by kontrolujący stan budynków urzędnicy musieli widać pozytywną opinię co do ich dalszego użytkowania. Cała egzystencja Youriego związana jest z Gagarine’m, który chce tu pozostać za wszelką cenę. Jest dzieckiem tego osiedla oraz zarazem jego najczulszym (i jedynym) opiekunem. Żyje tu, bo wierzy w powrót matki, która go porzuciła i jeśli by zachciała do syna powrócić, znalazłaby go właśnie na tym osiedlu. Ta ballada o romantycznie beznadziejnym przywiązaniu do miejsca we francuskim filmie łączy się z gorzką analizą socjoekonomiczną. O współczesnych problemach mieszkaniowych, degeneracji takich kompleksów jak Gagarine, co dzieje się pod bacznym okiem bezdusznych urzędników czy społecznych nierównościach.

Neorealistyczna tkanka filmu trzyma go mocno na ziemi i mogłaby mu nawet ciążyć, ale gdy Youri pozostaje w końcu sam na opuszczonym osiedlu, koniec staje się początkiem innej przygody. Osobistej i magicznej, którą napędza bunt marzyciela przeciwko twardym realiom rzeczywistości, chcącego udowodnić, szczególnie sobie samemu, że dobrą przestrzeń do życia można zbudować wszędzie, a z ukochanego miejsca na ziemi zabrać nas mogą (dosłownie) jedynie kosmiczne siły. Ucieczka w świat fantazji ma oczywiście swoją smutną stronę. Stała się koniecznością, gdy miłości nastolatka do Gagarine’a nie podzielali inni, decydujący się na przeprowadzkę i opuszczenie miejsca, które sprawiało coraz więcej mieszkaniowych kłopotów. Samotność w chłopaku uwolniła jednak pokłady kreatywności i wyobraźni. Zamienił upadające blokowisko w samowystarczalną bazę, egzystując tam jak astronauta. W “Gagarine” najbardziej wzrusza ten esej o relacji człowieka z przestrzenią, uosabianą zarówno przez ściany i sufity w budynkach, ale też to niematerialne przywiązanie do jakiegoś otoczenia, z którym wiążą człowieka wspólna historia, uczucie, wspomnienia. Nie trzeba patrzeć w gwiazdy, by dostrzec, że definiują i kształtują nas nie tylko kontakty międzyludzkie i to być może najfajniejsza mądrość, jaka wypływa z francuskiego filmu.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.