Netflix: Hiacynt

hiacynt

 

HIACYNT
polska premiera: 15.10.2021
reż. Piotr Domalewski

moja ocena: 6/10

 

W 1985 roku Milicja Obywatelska z błogosławieństwem służb bezpieczeństwa rozpoczyna akcję “Hiacynt”. To precyzyjnie zaprojektowana operacja wymierzona w homoseksualnych mężczyzn, których przyłapywano na gorącym uczynku, przesłuchiwano, zastraszano i szantażowano, brutalnie zmuszając do współpracy. W latach 80. komunistyczne państwo miało już mocno podkopane fundamenty, by nie rzec – gniło od środka. Nikt jeszcze wówczas nie dostrzegał, że PRL niechybnie chyli się ku upadkowi, dlatego wszelkie działania mające zaburzać poczucie bezpieczeństwa wśród obywateli uważano za pożądane. Inwigilacja środowisk homoseksualnych w komunistycznej Polsce ma długie tradycje, ale przed “Hiacyntem” nigdy wcześniej z takim rozmachem nie rozpędzono takiej machiny nienawiści i pogardy, nie przetrącono tylu życiorysów, w tak skoordynowany sposób nie zbierano haków na tę grupę społeczną jak u schyłku PRL.

Nie można mieć pretensji do twórców Netflixowego “Hiacynt”, że nie poświęcili dostatecznie dużo miejsca historycznemu wprowadzeniu do tematu do tej pory w rodzimej kulturze niezbyt popularnego. Swoistym przypisem dla dzieła Piotra Domalewskiego za kilka tygodni może stać się książka Remigusza Ryzińskiego, która ukaże się nakładem świetnego wydawnictwa Czarne. W filmie chodzi przede wszystkim o efektowne wtłoczenie ponurej, komunistycznej rzeczywistości w ramy rasowego kina gatunkowego. Ten klimatyczny kryminał spowija ponura, Fincherowska aura, którą opleciona została ówczesna Warszawa. Szare miasto w mroku, które w obiektywie Piotra Sobocińskiego wygląda i przygnębiająco, i złowieszczo. Stolica rozpadającego się kraju, w którym samotni ludzie wydają się jeszcze bardziej samotni. W to otoczenie ze swoją delikatną posturą idealnie wpisuje się Tomasz Ziętek, który majestatycznie potrafi snuć się po ciemnych ulicach i niedoświetlonych korytarzach policyjnego posterunku. Naprawdę w “Hiacyncie” zrobiono wiele, by polski film nie był ubogim krewnym noirowej klasyki.

Tym bardziej może zaskakiwać fakt, że Domalewskiego w ogóle nie interesuje kryminalna intryga. Są jakieś zbrodnie, milicyjne śledztwo, sprawca faktyczny i ktoś wyżej, kto pociąga za sznurki. Te zdarzenia służą tylko temu, by grany przez Ziętka Robert stał się tragicznym bohaterem pewnego, z jego puntu widzenia nieoczekiwanego romansu. Chłopak pnie się po ścieżkach milicyjnej kariery, co jest tyleż zasługą jego ambicji, ile odpowiedniego urodzenia – jego ojciec to wysoko postawiony funkcjonariusz państwowego aparatu. Czeka na niego szkoła oficerska w Szczytnie oraz ślub z ładną archiwistką. Wszystko w życiu Roberta płynie spokojnym nurtem, dopóki nie zaczyna badać sprawy zabójstw w środowisku stołecznych homoseksualistów. Przy tej okazji poznaje studenta Arka (Hubert Miłkowski), który wprowadza go do świata funkcjonującej w kolorowej konspiracji mniejszości i stawia przed nim pierwsze, poważne, życiowe pytania. Te tożsamościowe okażą się najbardziej kluczowe dla tej historii.

Wraz z rozwojem akcji “Hiacynt” coraz mocniej grzęźnie w znanych schematach i konwencjach – zakazanego romansu, konfliktu ojciec-syn, tożsamościowego kryzysu. Pomimo wielu nieznośnych oczywistości, Domalewski umiał utrzymać dobrą temperaturę emocjonalnego napięcia między bohaterami. Największą wartością tego filmu jest jednak zupełnie coś innego – jego aktualność. Historyczny kontekst i gatunkowy kostium mają wymiar symboliczny. Ta ponura rzeczywistość PRL łączy się z sytuacją dzisiejszą, stając się przestrogą o tym, że historia w jakimś stopniu, zupełnie niepotrzebnie się powtarza. To już w naszym kinie pewna norma, że musimy wrócić do przeszłości, by rozliczać nasze teraźniejsze grzechy i zaniechania.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.