W kinie: Zbrodnie Przyszłości (Cannes)

crimesofthefuture

 

ZBRODNIE PRZYSZŁOŚCI
Festival de Cannes 2022
reż. David Cronenberg

moja ocena: 6/10

 

Gdy w 1996 roku na canneńskich salonach odbywała się premiera “Crash” Cronenberga, ostentacyjnym gestom nie było końca. Z jednej strony gwizdy publiki, z drugiej – specjalnie stworzona potrzebą chwili nagroda od festiwalowego jury dla filmu, obok którego – jakkolwiek banalnie to brzmi – nie można było przejść obojętnie. Ówczesna teraźniejszość z “Crash” nie obeszła się zbyt lekko, bo dziełu skądinąd znakomitemu, wizjonerskiemu i zajebiście inteligentnemu zbyt mocno wtedy ciążyła ta atmosfera skandalu. Dziś to niekwestionowana klasyka, nie tylko w obrębie kina spod znaku Cronenberga. Na osobliwych produkcjach Kanadyjczyka wychowały się pokolenia, w tym to najmłodsze i filmowo bardzo ciekawe, jak jego syn Brandon i niespodziewana triumfatorka z Cannes sprzed roku, Julie Docournau. 79-letni reżyser ma swoich godnych epigonów, a mimo to, po 7-letniej przerwie, zdecydował się znów stanąć po drugiej stronie kamery, zapowiadając, że ciągle ma niezałatwione sprawy z przyszłością. Ale to do przeszłości powrócił jego nowy film.

“Zbrodnie przyszłości” odbijają bowiem blask nie tylko konkretnych tytułów z bogatej filmografii Cronenberga, stanowiąc całkiem interesujący sylabus, dla tych, co swoją przygodę z kinem kanadyjskiego twórcy dopiero będą rozpoczynać. To też elegancka prezentacja jego ulubionych leit motivów, obsesji i fiksacji, w których można się zakochać albo je odrzucić. Paradoksalnie, coraz mniej w Cronenbergu kontrowersji. Od premiery “Muchy”, “Videodromu”, a nawet “Crash” minęły przecież dekady. Dojrzeli nie tylko naśladowcy klasyka, ale i okrzepły jeszcze bardziej ekstremalne, filmowe zjawiska. Czy oświetlone ciepłą sepią, a jednak pozostające w mroku erotyczne spektakle, w których artysta pozbywa się nowych organów, produkowanych przez własne ciało, futurystyczną maszynerią sterowaną z poziomu trzewi przez swoją partnerkę mogą jeszcze dziwić/ oburzać/ bulwersować? Nie podzielam orgazmicznych zachwytów tłumu widzów tego chirurgicznego performace’u.

Dużo bardziej frapująca niż główny wątek artystycznego duetu Saula Tensera (Viggo Mortensen) i Caprice (Lea Seydoux), którzy w rzeczywistości postępujących i jeszcze nieodgadnionych mutacji ludzkiego ciała odnaleźli przestrzeń dla postmodernistycznej sztuki, jest ta refleksja nad akceptacją cudów ewolucji i różnymi ścieżkami adaptacji tego osobliwego postępu. Najgłośniej wybrzmiewająca w pobocznych historiach. Z jednej strony działalność posępnego Biura Rejestracji Organów, szukającego biurokratycznych ram, dzięki którym może da się okiełznać i kontrolować nieuchronne i gwałtowne zmiany. Z drugiej – funkcjonujący gdzieś w szarej strefie apologeci nowego porządku, którzy ewolucję chcieliby przyspieszyć, a z jej efektów (czyli nowych organów) pozwolić czerpać każdemu, traktując to, co się dzieje jak dopust boży. A co z tymi, którzy obserwując, jak własne dziecko pałaszuje plastik, widzą zhańbienie naturalnego porządku, nieludzką istotę i nie chcą z nią egzystować pod jednym dachem? Zbrodnie w tym świecie przyszłości wiele mają motywów, za to jeden wspólny mianownik – transformujące się w tajemniczych kierunkach ciało.

Medytacyjny thriller Cronenberga z niemałym pietyzmem, czasem smoliście czarnym humorem, czasem nabożną powagą, tworzy fantazję o świecie jutra. Wypełnionym osobliwą, organiczną maszynerią przypominającą szkielet Obcego z Nostromo, jeszcze bardziej nurtującymi sloganami (surgery is the new sex dodajemy do ulubionych) i nowymi ludźmi z ewoluującymi wnętrznościami. Aż tak oniryczny, czy też złośliwiej – ospały – rytm narracji potrafi rozmyć doniosłość batalii natury z syntetykiem, która zdaje się być esencją tego futurystycznego dramatu. Ja w nim widzę także aluzje do dzisiejszej rzeczywistości, zagrożonej ekstremizmami, kryzysami, a nawet niebezpieczeństwami największego kalibru jak katastrofa klimatyczna. “Zbrodnie Przyszłości” choć turpistyczne i mroczne, a z ekranu bada nawet stwierdzenie, że ewolucja człowieka idzie w złym kierunku, potrafią nie uderzać w fatalistyczne nuty, a wręcz dziwacznie dawać nadzieję i odrobinę ekscytacji wobec tego, co też przyniesie nam jutro. Jakkolwiek niespokojna byłaby teraźniejszość, jakkolwiek dramatyczne nie byłyby prognozy na przyszłość.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.