10. Andrea Pallaoro: Monica
“Monica” mogłaby być filmem Dolana, gdyby Kanadyjczyk umiał się całkowicie wyciszyć, a w ciaśniejszym formacie obrazu, który zwykle daje efekt niemalże wdzierania się w prywatną strefę postaci, nie szukać tylko emocjonalnych fajerwerków. Pallaoro w szalenie intymnym portrecie transpłciowej kobiety (wspaniała Trace Lysette) po latach powracającej na łono rodziny pięknie omija wszystko, co kontrowersyjne. Całkowicie skupia się na bohaterce i pomaga nam ją zrozumieć w całej złożoności jej pokręconej, życiowej ścieżki.
9. Daniel Kwan, Daniel Scheinert: Wszystko wszędzie naraz (Everything Everywhere All at Once)
Blockbuster, na jaki nie zasługujemy. Inspirowane szalonym kinem sensacyjnym z azjatyckim rodowodem i “Matrixem” “Minari” naszpikowane uderzającą dawką środków odurzających. Karuzela wariackich pomysłów, fabularnych absurdów i niczym niepohamowanej fantazji – czasem tego wszystkiego jest za dużo. Ale za tą niezdrową dawką filmowych atrakcji kryje się mądre kino o tym, jak bardzo można nie ogarniać własnego życia i jak wiele wysiłku trzeba włożyć w to, by choć troszkę zmienić ten stan rzeczy.
8. Saeed Roustayi: Leila’s Brothers
O rodzinie na skraju przepaści, gdzie prowadzą ją mężczyźni – sędziwy ojciec i synowie, wszyscy mający własne pomysły na to, jak wydać skromny, rodzinny majątek. Każdy mniej roztropny od kolejnego. Głosem rozsądku i najmocniejszym spoiwem w tej familii okazuje się tytułowa Leila, siostra i córka, ale trudno jej przebić się ze swoimi racjami w patriarchalnym, irańskim społeczeństwie. To kino napisane z genialną dbałością o zniuansowaną dramaturgię, bogate w soczyste dialogi, nieoczekiwane zwroty akcji. Zakorzenione w lokalnych kontekstach i zarazem wybitnie uniwersalne.
7. Laurent Charbonnier, Michel Seydoux: Serce Dębu (Le Chene)
Wyobraźcie sobie idealne kino o tym, czym jest dobre sąsiedztwo, w którym dla własnego spokoju warto respektować i pozostawać uważnym na to, co dzieje się dookoła. W naszym otoczeniu bowiem dzieją się najróżniejsze rzeczy. Gdy coś się rodzi, coś innego przemija. Ktoś próbuje przetrwać, ktoś cieszy się komfortową egzystencją. I co z tego, że rzeczy najważniejszych i prostszych uczą nas mieszkańcy 200-letniego dębu. To czyni ten film jeszcze bardziej magicznym.
6. Li Ruijun: Return to Dust
Dwie rodziny aranżują małżeństwo dwojga zupełnie zbędnych im jednostek. W ich oczach wybrakowanych, ułomnych, brzydkich. Dlatego chętnie się ich pozbywają. Ma i Guiying okazują się jednak dla siebie nawzajem nad wyraz potrzebni. Otaczają się opieką, uczuciem i wsparciem. Ciężkie warunki egzystencji na chińskiej wsi na skraju ekstremalnego ubóstwa i wokół boleśnie obojętnych na ich los ludzi każdego dnia umacniają ich związek, ale też rzucają kolejne przeszkody na ich wspólnej, wyboistej drodze. Małe wielkie kino.
5. Colm Bairéad: The Quiet Girl (An Cailín Ciúin)
Delikatne i urokliwie wyciszone kino o potrzebie miłości i bliskości. Tym bardziej poruszające, że w centrum tej opowieści umieszczono kilkuletnią, małomówną dziewczynkę. Wychowującą się w zaniedbanym domu, pod nikłym nadzorem agresywnego ojca i rodzącej kolejne dzieci matki, na wakacje zabierają do siebie dalecy krewni. Sami przeżywający najgorszą z tragedii, a mimo to z czułością budujący nić porozumienia z zamkniętym w sobie dzieckiem. Plus najpiękniejsze filmowe zakończenie minionego roku.
4. Michael Koch: Kawałek Nieba (Drii Winter)
Gdzieś pomiędzy antropologicznym esejem o cieniach i blaskach egzystowania na alpejskiej prowincji, kinem przyrodniczym z filtrem Dumonta oraz manifestacyjnym slow cinema o prawie do samostanowienia i walce o życie na własnych zasadach. Przy całej swojej imponującej, emocjonalnej i dramaturgicznej złożoności “Kawałek Nieba” pozostaje filmem formalnie zaskakująco surowym, do bólu zwyczajnym, ale tak niesamowicie ludzkim, że dotykającym najczulszych strun we wnętrzu.
3. Lea Mysius: Pięć Diabłów (Les Cinq Diables)
Nie wiem, czy to, że Léa Mysius robi świetne i pod każdym kątem oryginalne filmy jeszcze kogokolwiek powinno dziwić. W “Avie” skupiała się na zanikającym wzroku młodej bohaterki, w “Pięciu Diabłach” – na zapachowej obsesji jeszcze młodszej dziewczynki i jej węchowym zdolnościom do wyniuchiwania rodzinnych tajemnic. To jest po prostu kino totalnie zmysłowe! Przeszłość determinuje w nim teraźniejszość i przyszłość. To zwodnicza baśń, ognisty melodramat i hipnotyzujący horror w jednym. Total Eclipse Of The Heart!
2. Charlotte Wells: Aftersun
Choć “Aftersun” to film o wakacjach ojca i córki na tureckiej riwierze, jego nastrój nie mógł być bardziej daleki od zwykle kojarzącej się z latem słonecznej beztroski. Fundamentem tej opowieści jest bowiem przeszywająca nostalgia. Zbudowana z niewyraźnych wspomnień i zakurzonych artefaktów z przeszłości – wypłowiałych, polaroidowych zdjęć, sponiewieranych upływem czasu kaset wideo czy nagrań audio, które ożywają na naszych oczach. Historia, którą oglądamy, okazuje się bowiem wyblakłą reminiscencją tureckich wakacji z tatą wtedy 11-letniej, dziś już dorosłej Sophie. I tego, co się na tych wczasach (nie) wydarzyło, a co dziewczyna próbuje sobie przypomnieć i przetłumaczyć, patrząc na te nadgryzione zębem czasu memorabilia. Recenzja >>>
1. Marie Kreutzer: W gorsecie (Corsage)
Gdy w Cannes jakoś na początku festiwalu oglądałam fabułę Kreutzer, okrutnie niesprawiedliwie upchniętą w pobocznej sekcji Un Certain Regard, przez moment nawet nie przypuszczałam, że oglądam swój film roku. To świetne, błyskotliwe kino, ale 2022 dopiero się rozkręcał. Oczekiwałam i obiecywałam sobie więcej. I się rozczarowałam. Ostatecznie to trzy kobiety (Marie Kreutzer, Charlotte Wells, Lea Mysius) zrobiły mi ten rok. Z tej elitarnej grupy wygrała (dość wyraźnie) Austriaczka. “W gorsecie” nie chce być tylko filmem o kobiecym skrępowaniu w patriarchalnym świecie, ani nawet atrakcyjną, feministyczną przypowiastką ubraną w elegancki i z wyczuciem sfotografowany, historyczny sztafaż. Kobieca perspektywa ma tu znaczenie. Film to przecież dzieło szczególnie kobiet, przenikliwych i piekielnie zdolnych – reżyserki Marie Kreutzer, aktorki Vicky Krieps i operatorki Judith Kaufmann. Ów kryzys wieku średniego, o jaki łatwo posądzić Elżbietę, i te wszystkie dziwactwa, które jeszcze łatwiej odczytywać w kategoriach szaleństwa, ta cała melancholia, na pierwszy rzut oka powodowana poczuciem bezsensu i bezradnością, są jedynie objawami. Uniwersalnymi i łatwymi do przeniesienia na wszelakie czasoprzestrzenne konteksty, w tym też te najbardziej współczesne. Recenzja >>>