W kinie: Chłopi

chlopi

 

CHŁOPI
polska premiera: 13.10.2023
reż. Hugh Welchman, DK Welchman

moja ocena: 6/10

 

Na początek przyznam się, że wraz z “Lalką” Prusa “Chłopi” należeli do moich ulubionych lektur szkolnych. Wszystko w tej książce wydawało mi się fascynujące – trudny język, surowe realia, pełnokrwiści bohaterowie, bezwzględność, z jaką ukazano pozornie malowniczą, polską wieś, przenikanie się porządku człowieczego i natury. Twórcy “Twojego Vincenta” na adaptację tej literatury mieli świetny pomysł. Nie tylko stworzyli porywającą animację, ale postanowili też uwspółcześnić najważniejsze, powieściowe wątki. Tchnęli w Reymontowskich “Chłopów” drugie życie, pozwalając teraz dużo łatwiej odczytać tę opowieść w nowym i – co najistotniejsze – bardziej uniwersalnym kluczu. Niespokojnym duchem i bijącym sercem filmu Doroty i Hugh Welchmanów została Jagna (Kamila Urzędowska). Młodziutka, piękna dziewczyna, która dostrzega, że warto oczekiwać od życia czegoś więcej niż tylko intratnego zamążpójścia za kilka ekstra morgów, nie chcąc skończyć jako kolejna, zmęczona gospodyni. Jest świadoma swojej urody i innych walorów, więc łatwo nawiązuje relacje zwłaszcza z mężczyznami. Uwodzi ich właściwie od niechcenia, ale nigdy w tych układach nie ma pozycji dominującej. Znika jej delikatnie akcentowana tu i ówdzie niezależność, staje się lalką w rękach miejscowych patriarchów, dla których jej uroki ostatecznie znaczenie mają drugorzędne.

Uwikłanie się Jagny w miłosny trójkąt z Boryną (Mirosław Baka) i Antkiem (Robert Gulaczyk), których wcale nie napędza dzika namiętność, a maczystowski, ojcowsko-synowski konflikt, doprowadzi do jej upadku jako kobiety, żony, członkini wiejskiej wspólnoty. Gdzie te nowe konteksty? Otóż droga Jagny na dno dużo gorsze świadectwo niż bohaterce, ciągle zbyt słabej intelektualnie, charakterologicznie i społecznie, by skutecznie przeciwstawić się w pojedynkę bezlitośnie opresyjnym dla kobiet realiom epoki, wystawia jej pobratymcom. Chłopi i chłopki siłę odnajdują w negatywnych emocjach. Integruje ich zazdrość, dewocja, kołtuństwo i zamiłowanie do status quo, uosabiane przez ślepą miłość do ziemi i zgorzkniały tradycjonalizm, choć również maskowany ciepłem spotkań przy muzyce i swojskim napitku. Można to oczywiście przełożyć na nieco bardziej teraźniejsze uwarunkowania, bo też dzisiaj tak funkcjonują niektóre bardziej konserwatywne zbiorowości.

“Chłopi” Welchmanów znacznie upraszczają prozę Reymonta, pozwalając jej być bardziej zrozumiałą dla szerokiego (w tym międzynarodowego) grona odbiorców. Wrażliwość Jagny symbolizują papierowe wycinanki, do których dziewczyna podchodzi z większym entuzjazmem niż do do kobiecych obowiązków na wsi. Mężczyźni są okropnymi raptusami, chowającymi się za czymś – bliską im kobietą, powinnościami, głosem większości. Fabularną oszczędność film chce wynagrodzić formą, bo też to ona właśnie ma przede wszystkim czynić z tej ekranizacji pozycję wyjątkową.

Na ekranie może nie zostały odmalowane wszystkie powieściowe struktury, ale za to ożywają dzieła protoplastów Młodej Polski. W Lipcach rysowników od Welchmanów ożywają śnieżne pejzaże, kuropatwy i żurawie Chełmońskiego, pęcznieją chmury z obrazów Ruszczyca, mieni się słońce pożyczone z obserwacji ludowej rutyny Wyczółkowskiego, a czesząca się niewiasta z płótna Ślewińskiego okazuje się samą Jagną. Malarsko łagodnieją także rysy prawdziwych przecież aktorów. Wieś ma swój niepowtarzalny koloryt, zmieniający się wraz z porami roku – w filmie manifestowanymi wręcz z irytującą ostentacją. Rustykalne piękno świata przedstawionego wzbogaca efektowna, neo folkowa muzyka stworzona przez Łukasza Rostkowskiego znanego jako L.U.C. Ten mariaż barw, obrazów i dźwięków tworzy genialny spektakl zwłaszcza w kapitalnych scenach tańca, swoim baśniowym przepychem oderwanych od brutalnej codzienności na wsi. To zarazem najbardziej dobitny dowód na to, że “Chłopi” Welchmanów to podręcznikowy wręcz przykład przerostu formy nad treścią.

Funkcjonujemy w świecie, w którym umiejętność upraszczania skomplikowanych historii stanowi cenną umiejętność, a “Chłopi” to literatura z gatunku tych najbogatszych, wyrafinowanych, wielopłaszczyznowych. Welchmanowie robili, co mogli, by zachować esencję powieści Reymonta, ale również uczynić historię przystępniejszą i bardziej kuszącą. Nie zajmowali się niuansami książkowego pierwowzoru, bo postanowili posadzić widza w centrum wyjątkowo ładnego, formalnie udanego i nieprzekombinowanego widowiska. Dla mnie ta prostota (zbyt często raczej łopatologia) i to podejście (zbyt efekciarskie) to lekki nietakt wobec kunsztu i wielkości “Chłopów” Reymonta, choć jej niekwestowaną zaletą jest słuszne założenie, że ta interpretacja trafi pod niejedną strzechę.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.