Film | Muzyka | Pasje

Filmy 2024: 10-1

10. Aaron Schimberg: A Different Man

Kapitalnie napisana, błyskotliwa, zniuansowana czarna komedia o kryzysie i rozpadzie tożsamości oraz o piekielnie trudnej sztuce pozostania najlepszą wersją siebie samego w świecie, który zmusza nas do odgrywania tak wielu ról. Film-labirynt, w którym dokonało się autentyczne odświeżenie filmowych klisz. Fabuła zarazem dość rozrywkowa i mocno dająca do myślenia. Kolejne potwierdzenie ogromnego, aktorskiego talentu Sebastiana Stana.

9. Mohammad Rasoulof: The Seed of the Sacred Fig

Najdoskonalszy przykład kina zaangażowanego, które chwyta chwilę, odwołuje się do tego, co bieżące i jednoznacznie się przeciwstawia złu. Film jako narzędzie zbuntowanego twórcy i jego najlepsza forma protestu przeciwko reżimowej opresji. I mimo dość podręcznikowego scenariusza ta fabuła pozostaje przede wszystkim misternie opowiadaną i skonstruowaną filmową opowieścią, która niczego się nie boi.

8. Jacques Audiard: Emilia Pérez

Opowieść o zbrodni, karze i odkupieniu w brutalnym świecie narkotykowych karteli, celebracja kobiecej autonomii i walki o równouprawnienie na polach wszelakich. To też rasowy melodramat o sile i poszukiwaniu miłości. Nader wszystko to ekscytująca feria kolorów, melodii i oszałamiająco zaaranżowanych kadrów. Zoe Saldana zagrała (również zatańczyła i zaśpiewała) tu rolę życia.

7. Jane Schoenbrun: I Saw the TV Glow

Gdy myślisz, że to tylko taka nostalgiczna podróż do czasów, gdy telewizor i kolejny odcinek ulubionego serialu były pępkiem świata, na całego wjeżdża poetycka, ale też ponura psychodelia. Nastaje mrok przebijany tu i ówdzie delirycznym światłem teleodbiornika i ulicznych latarni, by zrobić miejsce dla iście Lynchowskiej aury. I tak to właśnie opowiadana jest przejmująca historia o rzeczywistości jako więzieniu własnego jestestwa.

6. Brady Corbet: The Brutalist

Brady Corbet stworzył film z elementów, z których buduje się majestatyczne utwory muzyczne, nowatorskie budowle architektoniczne, poważne idee filozoficzne. Pod względem formalnym to dzieło wybitne. Na poziomie swojego przekazu “The Brutalist” to kolejna, ponura refleksja o XX-wiecznej historii oraz wiecznych kolizjach sztuki i prawdziwego życia, ale przede wszystkim wielki, krytyczny traktat o iluzji wolności, w której tkwimy ze względów politycznych, ekonomicznych, społecznych, niezależnie od epoki. Oddycha tym samym powietrzem, co genialne “Aż poleje się krew” Andersona.

5. Pablo Berger: Pies i Robot (Robot Dreams)

Nie ma tu dialogów, wartkiej akcji, dźwiękowych bodźców, jest za to empatyczne i dojrzałe przesłanie oraz powracający hit Earth Wind & Fire, przypominający o tym, jak ważne jest to, by pielęgnować własne wspomnienia, ale żyć jednak życiem teraźniejszym. Film pełen inspiracji, nawiązań i kinofilskich smaczków, które wyłapią tylko widzowie dorośli, choć “Pies i Robot” to również fajna i mądra propozycja dla najmłodszych.

4. Sean Baker: Anora

“Anora” to najbardziej przystępne dzieło w karierze Seana Bakera. Kino o właściwościach przebojowego crowd-pleasera, podbijające serca masowej widowni. Sprzedawane jako współczesna odpowiedź na “Pretty Women” fajnie maskuje pewne fakty – to fabuła, która kontynuuje społeczne poszukiwania Bakera, łącząc wątki i motywy, które już były obecne w jego twórczości i są w niej mocno zakorzenione. Znów oddaje głos tym, którym niekoniecznie dobrze wiedzie się w życiu, którzy utknęli w miejscach, z których niełatwo się wygrzebać i jeszcze trudniej zdobyć zasoby, by poprawić własną sytuację. Jednocześnie pokazuje piękną złożoność ich charakterów i motywacji. Złota Palma plus wszystkie aktorskie nagrody świata dla Mickey Madison.

3. Payal Kapadia: All We Imagine As Light

Trochę jak połączenie społecznych obserwacji codzienności Indii spod znaku Satyajita Raya czy Mrinala Sena, ale z nutą łagodności Koreedy. Trzy pokolenia kobiet z niższych warstw społecznych, które wiodą proste życie w dzisiejszym Mumbaju, stawiając czoła rzeczywistości niekoniecznie kobietom przyjaznej. Nic nadzwyczajnego, coś wręcz pospolitego. Ale jest tu tyle czułości wobec bohaterek i tyle głębi w prostocie, że nie sposób się tym nie zachwycić.

2. Coralie Fargeat: The Substance

Body horror, na który nikt nie jest gotowy i feministyczny manifest, uwrażliwiający współczesnych na chore skutki absurdalnego kultu młodości i wzorców urody. Fargeat do celu po trupach – nie oszczędza widza i pokazuje każdą obrzydliwość. Mocno przesadza, bywa ostentacyjnie kiczowata, zmusza, by z obrzydzenia odwracać wzrok, ale w tym szaleństwie jest metoda. Kino na wojnie o zmianę w kwestii wymagań i oczekiwań wobec kobiet, uczące samoakceptacji i wyrozumiałości (wobec siebie nawzajem i też wobec siebie samych) nie może iść przecież na żadne kompromisy.

1. Radu Jude: Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata (Nu aștepta prea mult de la sfârșitul lumii)

Radu Jude szaleje, szarżuje i jak opętany wymachuje rękami. Z każdą, kolejną jego fabułą, można mnożyć wątpliwości, czy to jeszcze po prostu bezkompromisowy język filmowy, którym zachwyciłby się sam Godard, czy może krzyk rozpaczy reprezentanta społeczeństw, które w późny kapitalizmie, próbując dogonić i przypodobać się Zachodowi, zatracają swoją duszę i dają pozwolenie na wyzysk samych siebie. Absurd to słowo, które idealnie oddaje formalną stronę filmu Jude. Kto połączyłby całkiem długie fragmenty taśmy z 1982 roku, wulgarne storiski i monochromatyczne, miejskie kino drogi o tyraniu dla groteskowej korporacji, gdzie jeden z szefów nazywa się Hans Frank? W świecie kina nie ma drugiego takiego gościa jak Radu Jude. Radykalnego eksperymentatora, bezczelny prowokator i odważnego inteligenta, który manifestując w swoich dziełach własną, nieskrępowaną przez nic i nikogo twórczą wolność, śmiesznymi (przez łzy) anegdotami, tak prawdziwie podsumowuje rzeczywistość. Także naszą, polską rzeczywistość. Celnością swoich ripost i komentarzy uderzając prosto między oczy. Jego filmy powinny być lekturą obowiązkową wszędzie na wschód od Odry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.