W kinie: Strefa Interesów (Cannes)

 

STREFA INTERESÓW
Festival de Cannes 2023
reż. Jonathan Glazer

moja ocena: 8/10

 

Ładny, codzienny obrazek. Mąż szykuje się do pracy, po pokojach pałętają się dzieciaki, niemowlę płacze, pomoc domowa krząta się w ciszy, pani domu tęskno wygląda na swoje chyba najbardziej ukochane ‘dziecko’ – pielęgnowany z czułą atencją przydomowy ogródek, gdzie znalazło się miejsce zarówno na mały basen, szklarnię, grządki kolorowych kwiatów. Gęstnieje zazieleniający się w ciepłym, letnim słońcu bluszcz, który wkrótce całkowicie otuli ogradzający posiadłość mur. Z drugiej strony tegoż muru dobiegają natomiast okropne krzyki, a nocą na rozświetlonym do czerwoności niebie pojawiają złowieszcze łuny dymu. To obóz koncentracyjny Auschwitz, to w jego bardzo bliskim sąsiedztwie rajską egzystencję urządziła sobie rodzina komendanta Rudolfa Hössa.

Dla Jonathana Glazera punktem wyjścia do zawsze niełatwej dyskusji o genezie i kulisach tej zagłady jest swoisty festiwal kontrastów.
Idylla familii Hössów vs. horror mordowanych w komorach gazowych ludzi.
Błogo mijające godziny na pieleniu ziemi przy krzewach róż vs. potworna walka o przetrwanie kolejnego dnia.
Schludność i estetyczny ordnung rodzinnej posiadłości vs. chaos i smród obozowych baraków.
Wystawne kolacje niemieckich oprawców vs. powszechny głód uwięzionych.

Najgorsze okropności w historii ludzkości musimy jednak sobie wyobrazić. Reżyser podejmuje odważną decyzję, by z kamiennego muru okalającego domostwo komendanta uczynić granicę, której przekraczać nie zamierza. Zupełnie inaczej niż w “Synu Szawła”, gdzie Laszlo Nemes stawiając kamerę niemalże na plecach głównego bohatera, zapewnił widzom dosłownie pierwsze miejsce w obserwowaniu mechanizmów Holokaustu z samego środka obozowego piekła. W “Strefie Interesów” zagłada obecna wizualnie jest właściwie tylko symbolicznie, wdziera się w filmową strukturę za to mocno w warstwie audialnej (kakofoniczne brzdęki Mici Levi), w ten sposób tworząc w wyobraźni widza obrazy, które przerażają jeszcze bardziej. To, czego w tym filmie nie ma, a jednak jest, powoduje największy emocjonalny dyskomfort.

Oparta bardzo luźno na powieści Martina Amisa opowieść skupia się na trywialnej egzystencji Hössów. W tej wizji Rudolf to wzorowy menedżer korporacji, co prawda produkującej śmierć i cierpienie, ale w tej roli sprawdzający się znakomicie. Jest sumienny i skupiony na pracy. Nie obce są mu pojęcia optymalizacji i zwiększania efektywności. Jego małżonka Hedwig równie perfekcyjnie dba o dom i dobrostan najbliższych. Migawki z ich codzienności to jak przeglądanie zwyczajnego albumu z rodzinnymi fotografiami. Albo jak komiczne w swej nieatrakcyjności reality show. Deficytowe w kwestii dramaturgii. Scenograficznie raczej ubogie. Najczęściej korzystające raczej z naturalnego światła (doskonale wykorzystywanego przez Łukasza Żala). Powściągliwe w zachowaniach bohaterów i nie mające żadnej ambicji, by zaglądać w ich wnętrze. A przecież pytanie, co trzeba zrobić, by stać się tak niewrażliwym na okrucieństwo, które dzieje się za płotem, i po prostu korzystać z życia, to jedno z najistotniejszych, jakie przynosi “Strefa Interesów”.

Skupienie Glazera na oprawcach, nie ofiarach, było ryzykowne. Odmieniany przy tym filmie przez wszystkie przypadki rozpropagowany przez Hannę Arendt epitet ‘banalność zła’ to zaledwie punkt wyjścia do interpretacyjnych wycieczek. Perspektywa zaproponowana przez reżysera to w gruncie rzeczy gorzkie i ponure świadectwo wystawione ludzkości. Za największymi tragediami w historii świata nie stały bowiem potwory, psychopaci, kompletni degeneraci, ale prości ludzie z krwi i kości, motywowani często przez drobiazgi, błahostki, niuanse, które akurat dla nich znaczenie miały ogromne. Hössom, których Glazer precyzyjnie przestudiował, przykładną służbę nazistowskiemu państwu wynagrodzono społecznym awansem, uosabianym przez piękny dom, futra i błyskotki z rozkradanych transportów więźniów, różany ogród, szacunek współpracowników, na co w innych realiach nigdy nie mieliby szansy. W dziejach ludzkości znalazło się i jeszcze znajdzie wielu, dla których odwracanie wzroku i obojętność na krzywdę i cierpienie wcale nie będą zbyt wygórowaną ceną za wygodę i bezpieczeństwo.