W kinie: Drive

 

DRIVE
polska premiera: 16.09.2011
reż. Nicolas Winding Refn

moja ocena: 7.5/10

 

Film odurzający (w najlepszym tego słowa znaczeniu) obrazem, dźwiękiem i treścią. Bezimienny mechanik samochodowy i kaskader nocą dorabia jako kierowca różnej masy rabusiów, swoim genialnym czuciem kierownicy i stoickim spokojem gwarantując im skuteczną ucieczkę z miejsca napadu. Nasz bohater zakochując się w młodej mężatce i chcąc pomóc jej mężowi spłacić długi, wikła się w bezwzględne porachunki gangsterskie. By zagwarantować bezpieczeństwo swojej ukochanej i jej dziecku, mężczyzna nie cofnie się przed niczym. „Drive” jako dziwna, acz rewelacyjna konstrukcja powstała z przemieszania stylistyki kina campowego, filmów noir, Roberta Bressona i poetyki „Lost In Translation” stanowi dzieło absolutnie wyjątkowe. Tam, gdzie film ma być sensacją – po prostu się nią staje, trzymając solidnie w napięciu. Tam, gdzie film przechodzi w rzecz bardziej romantyczną – emanuje elegancją, subtelnością i delikatnością, wznosząc się na wyższy poziom artyzmu, budując relację między dwójką ludzi w gestach, spojrzeniach, między słowami, nie unikając wyważonego, rozkosznego kiczu. Fantastycznie grany przez Ryana Goslinga tajemniczy, małomówny kierowca w toku akcji pozostając enigmatycznym, dwuznacznym, choć sympatycznym, ale jednak antybohaterem, w filmie wypowiada raptem kilkadziesiąt zdawkowych słów, wyrażając o wiele więcej niż niejeden rozbudowany, filmowy dialog. Jeśli dodamy do tego jeszcze ezoteryczne smutne disco spod znaku Italians Do It Better w tle, nie pozostaje nic innego niż błogo się rozpłynąć. Kto by pomyślał, iż reżyser jednego z najgorszych filmów, jakie widziałam w zeszłym roku, stworzy takie cudeńko.

 

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=CWX34ShfcsE]