W kinie: Weekend z królem

weekendz

 

WEEKEND Z KRÓLEM
polska premiera: 1.03.2013
reż. Roger Michell

moja ocena: 5.5/10

 

„Weekend z królem” jest przykładem kina bardzo szlachetnego, lecz w swej elegancji dość flegmatycznego i zachowawczego. Bo w gruncie rzeczy przecież rozchodzi się w nim o uczłowieczenie, a przez to małą demitologizację, ikonicznych postaci dla XX-wiecznej historii. Spotkanie Roosevelta z brytyjskim królem w przededniu wybuchu II WŚ na amerykańskiej prowincji miało zapoczątkować okres special relationship w stosunkach między oboma państwami, który trwa do dziś. Amerykański prezydent w momencie wizyty Brytyjczyków to żyjący pomnik, który mimo postępującej choroby nie traci radości życia i pewności siebie. Młody Bertie (ten sam jąkający się władca, którego poznaliśmy w „Jak zostać królem” ) to człowiek cierpiący z powodu własnych kompleksów. Tę dwójkę połączyły właśnie ich niepełnosprawności – poruszający się na wózku inwalidzkim Roosevelt nauczy jąkającego się króla dystansu i zdecydowania, stając się kimś na kształt czułego ojca i ciepłego nauczyciela. To ta fajniejsza część filmu. Jego zdecydowanie nudniejsza część odnosi się do życia intymnego amerykańskiego przywódcy, który na stare lata nie stronił od licznych romansów. Relacjonowanie politycznej wizyty brytyjskiej rodziny królewskiej z perspektywy zauroczonej, a potem rozczarowanej kochanki kieruje „Weekend z królem” na tory nieznośnie sentymentalnej historyjki, którą można by oglądać w wygodnych kapciach i pluszowym szlafroczku w domu przed kanapą, robiąc jednocześnie sweterek na drutach i rozwiązując krzyżówkę.

 

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=FAsNzg2Jr0k]