W kinie: Logan

logan

 

LOGAN
polska premiera: 3.03.2017
reż. James Mangold

moja ocena: 6/10

 

“Logan: Wolverine” stara się iść trochę pod prąd mitologii Marvelowskich superbohaterów . Obiecuje więc nowe podeście do tematu, ostatecznie jednak tych obietnic nie dotrzymując. Twórcom zabrakło konsekwencji, ale przede wszystkim chyba odwagi. Największym problemem “Logana” jest to, iż zamiast jednej spójnej wizji w tym filmie oglądamy trzy, różne narracje, które dość sztucznie się ze sobą łączą. Pierwszy, dekadencki obraz smutnej egzystencji podstarzałego, zardzewiałego herosa, który komiksy o X-Menach wprost nazywa oszukańczą bujdą, swoim klimatem przywodzi na myśl postapokaliptyczny krajobraz rodem z “Mad Max: Na drodze gniewu”. W tej części niegdyś niemal niezniszczalny Wolverine prezentuje swoją bardzo ludzką twarz. Ciągle dokucza mu jakiś nieprzyjemny ból, psuje mu się wzrok, a rany zadawane w trakcie pijackich bójek nie regenerują się tak szybko jak kiedyś. Nie chce ratować świata, nie chce walczyć o żadne wyższe cele. Wygląda jak ktoś, kto absolutnie pogodził się z faktem, iż nie ma przed nim żadnej przyszłości, bo też sława walecznych mutantów dawno już przebrzmiała.

Z egzystencjalnego letargu Jamesa Howletta, wbrew niemu samemu, wyrywa korporacyjna intryga, w którą zamieszana jest kilkuletnia dziewczynka. Gdy losy jej i Logana krzyżują się ze sobą, bohater widzi w małej Laurze przede wszystkim nieufne, trochę dzikie i krnąbrne dziecko, ale w rzeczywistości łączy ich o wiele więcej niż widać na pierwszy rzut oka. W tym miejscu film zacznie skręcać w stronę niemalże familijnego kina drogi (na Berlinale, gdzie “Logan” miał swoją premierę, dużą popularnością cieszyło się porównywanie tego fragmentu do “Małej Miss”). Wolverine by pozbyć się zarówno niesfornej Laury, jak i depczących im po piętach najemników złej korporacji, postanawia spełnić życzenie dziewczynki, w podróż do miejsca jej domniemanego przeznaczenia zabierając też sędziwego, schorowanego profesora Xaviera, który – w przeciwieństwie do Jamesa – od razu polubił dziecko.

Gdy intryga rozwija się coraz intensywniej w dość przewidywalnych kierunkach, sam film od postapokaliptycznej dekadencji przez schematyczne kino drogi z pościgiem w roli głównej przechodzi w prawie młodzieżowe kino przygodowe. Takie na wzór klasyka pokroju “Goonies” albo bardziej współczesnej wariacji tego typu produkcji, “Stranger Things”. Okazuje się, że wcale nie chodziło tu o zerwanie z klasycznym wizerunkiem superbohatera poprzez pokazanie sfatygowanego Wolverine’a i jego walki z własnymi słabościami. Bo właściwie nie wiadomo, o co twórcom “Logana” do końca chodziło. Niby poprawnie realizowali schemat tradycyjnego kina drogi, ale tak naprawdę stali w miejscu. Niby odświeżyli wizurek bohatera, ale wątek dobrze zagranej przez debiutującą Dafne Keen dziewczynki nie klei się z tym Wolverine’a. Na drugim planie brakuje zarówno ciekawych sprzymierzeńców Logana, jak i pełnokrwistych złoczyńców. Sensacyjny jest jedynie fakt, iż ze względu na ilość bezpardonowo odcinanych kończyn i scen przemocy w Stanach “Logan” dostał kategorię R, czyli że film przeznaczony dla starszej publiczności.

Trudno też za szczególnie finezyjne i odkrywcze uznać przesłanie filmu. James i jego wychowana w Meksyku, młoda partnerka przemierzają nieprzychylne im Stany Zjednoczone, zaś ziemią obiecaną ma okazać się spokojna, sielska Kanada. Mimo tych wszystkich ewidentnych wad i niedoróbek, narracyjnego chaosu oraz irytującego wręcz braku konsekwencji twórców “Logana”, warto zaznaczyć, iż tegoroczne dzieło Jamesa Mangolda, to paradoksalnie zdecydowanie najlepsza ze wszystkich dotychczasowych produkcja poświęcona postaci Wolverine’a.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.