W kinie: The Big Sick

bigsick

 

THE BIG SICK
polska premiera: 5.01.2018
reż. Michael Showalter

moja ocena: 6.5/10

 

Emily jest białą dziewczyną pochodzącą z amerykańskiej klasy średniej, Kumail – wychowanym w Stanach emigrantem z Pakistanu, który cały czas ciągnie za sobą kulturowy bagaż swojej rodziny. W dużym skrócie – ta oczekuje od niego małżeństwa z reprezentantką tej samej grupy etnicznej, bo tego wymaga tradycja, do której rodzice chłopaka są mocno przywiązani. Kumail pokochał jednak amerykańską dziewczynę, myśląc o swoich bliskich, nie potrafi się jednak do końca przeciwstawić ich woli. Do tego dochodzi choroba Emily. Gdy para się rozstała, dziewczyna trafia do szpitala, zapada w śpiączkę, Kumail postanawia trwać przy niej, konfrontując się tym samym z jej niekoniecznie przyjaźnie nastawionymi do ich burzliwej historii miłosnej rodzicami.

Nowoczesność filmu Michaela Showaltera polega na tym, że z jednej strony w ramach dość klasycznie podejmowanego schematu komedii romantycznej, wplata się bardzo inteligentnie ważkie społecznie i uniwersalne tematy tożsamości emigranta, pokoleniowych konfliktów, mierzenia się z zakorzenionymi w masowej świadomości stereotypami. Z drugiej strony – jak przystało na produkcje Apatowa – “I tak cię kocham” przesiąknięte jest niekonicznie grzecznym, stand-upowym dowcipem (z tego środowiska wywodzi się Kumail Nanjiani – prawdziwa historia jego i jego partnerki posłużyła za scenariusz do tej produkcji). W filmie znalazło się miejsce na kapitalne żarty z 9/11 czy Ubera. W takim samym stopniu, acz z dużą dozą ciepła i życzliwości wytyka się małe patologie konserwatywnym, etnicznym mniejszościom, jak i pozornie otwartym, białym liberałom z Ameryki reprezentowanym przez rodziców Emily (w roli matki znakomita Holly Hunter). Ci pierwsi wyjeżdżając z ukochanego kraju, poświęcają wszystko dla lepszej przyszłości swoich dzieci, a jednocześnie oczekują od nich sztywnego podążania za tradycją przodków. Drudzy uważają się za tolerancyjnych i progresywnych, ale w rzeczywistości kierują się stereotypami i krzywdzącymi uproszczeniami w ocenianiu reprezentantów innych kultur i religii. Warto zatem dostrzec ten ukryty uniwersalizm i trafność “I tak cię kocham”. Problem asymilacji emigrantów i stosunku do nich ludności autochtonicznej w danym państwie nie dotyczy tylko Stanów Zjednoczonych. Kwestie te budują napięcia wszędzie tam, gdzie pojawia się multikulturowość, wyrastającą na jedną z kluczowych wyzwań współczesności. Fakt, że filmową historię napisało życie, dodaje jej tylko autentyczności, nadanie jej lekkiej, komediowej dynamiki sprawia, że obcujemy z kinem zabawnym i inteligentnie subtelnym.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.