POFF: Fortuna

fortuna

 

FORTUNA
Black Nights Film Festival 2020
reż. Nicolangelo Gelormini

moja ocena: 6.5/10

 

Balansując na cienkiej i niebezpiecznej granicy między światem dziecięcej fantazji i przyziemnej rzeczywistości, poruszając się na pograniczu błogiego snu i mrożącego koszmaru, włoski debiutant opowiada historię, której przeszywający niepokój i potworna groteska zabierają widzowi poczucie komfortu. Nicolangelo Gelormini, który ma swoim koncie współpracę z mistrzem Paolo Sorrentino, z wykształcenia jest architektem. Stąd w “Fortunie” taka wrażliwość na przestrzeń i formę. Zaskakujące, jaki efekt osiągnął reżyser, projektując perfekcyjnie geometryczne kadry. Ich symetria wcale nie porządkuje i nie uspokaja filmowej rzeczywistości, a wręcz przeciwnie – tworzy świat przerażająco chaotyczny, odrealniony i absurdalnie ponury. Wrażenie lęku, jaki towarzyszy tej historii, potęguje autorska ścieżka dźwiękowa, mechaniczna muzyka elektroniczna, która często pełni dokładnie taką samą rolę jak w horrorach, acz niekoniecznie podkreślając szczególnie dramatyczne momenty. Bo takie ciężko na pierwszy rzut oka w tej miejskiej baśni znaleźć. Nie można jednak dać się zwieść pozorom, bo film Gelorminiego to mocne kino grozy, choć opowiadane w całkowicie niestandardowy sposób.

Z letargu małą Fortunę (Cristina Magnotti) otrzeźwia wypadek na karuzeli, umiejscowionej między bezdusznie anonimowymi, betonowymi blokami. Kilkuletnia dziewczynka zaczyna biec, bo goni ją rozzłoszczona kobieta. W mgnieniu oka dziecko się budzi w na pozór bezpiecznej przestrzeni mieszkalnej, ale nazywa się już Nancy, w kuchni czekają na nią dziwnie smutni rodzice. Matka (Valeria Golino) zabiera córkę do terapeutki (Pina Turco), bo najwyraźniej problemem Nancy/Fortuny są psychiczne zaburzenia, ale w jedną osobowość dziecka wierzą dorośli, w drugą – jej rówieśnicy z sąsiedztwa. Według najmłodszych dziewczynka, już jako Fortuna, ma posiadać pozaziemskie moce, by mierzyć się z groźnymi olbrzymami. Mała bohaterka każdego dnia budzi się w tym samym łóżku z tym samym zwątpieniem, czy jest Nancy czy Fortuną i co się wokół niej dzieje. Tym bardziej, że swoimi rolami zamieniają się też dorośli – jednego dnia matką staje się terapeutka, innym razem jest na odwrót. “Dzień Świstaka” spotyka aurę tajemniczości Lyncha i zderza się się z absurdem Gilliama w nienagannych, urbanistycznych krajobrazach.

Jednoznaczny klucz interpretacyjny do “Fortuny” Nicolangelo Gelormini podaje na samym końcu. Zdradzanie go burzy pewien suspens tkwiący w tej filmowej łamigłówce. Historia ma swoje korzenie w tragicznych wypadkach z pierwszych stron gazet i odnosi się do autentycznych, wyjątkowo okropnych wydarzeń. Włoski reżyser interpretuje je w tak osobliwy sposób, że choć w “Fortunie” nie ma scen, które można by uznać za okrutne i jednoznacznie tragiczne, ów tragizm narasta, nie dając spokoju przede wszystkim tym, którzy ten film oglądają. Wszystko w nim wygląda na bardzo staranne, czyste i całkiem ładne, a mimo to za tym scenograficzno-aranżacyjnym wyrafinowaniem kryją się same złe emocje. Gelormini jak niegdyś Markus Schleinzer w “Michaelu” redefiniuje język thrillera opowiadającego o traumatycznych, odrzucających zbrodniach i jest w tym straszliwie przekonywujący.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.