W kinie: Mój tydzień z Marilyn

 

MÓJ TYDZIEŃ Z MARILYN
polska premiera: 3.02.2012
reż. Simon Curtis

moja ocena: 6.5/10

 

Nie jest tajemnicą, że istniał spory dysonans między zjawiskiem „Marilyn Monroe” a osobą Marilyn Monroe. Eksploatowany przez zakochanych fanów, chciwych menadżerów, niewłaściwych mężów symbol seksu, gdy kamery i flesze aparatów fotograficznych zostały wyłączone, systematycznie podupadał na zdrowiu psychofizycznym i emocjonalnej kondycji. Ten rozdźwięk między mitologią MM i ludzką, niszczejącą naturą aktorki stara się pokazać film Simona Curtisa, gdzie Monroe do spółki ze swoimi współpracownikami kreuje fascynację swoją osobą za cenę bardzo wysoką, ale przez nią samą jednak w pewien sposób akceptowaną. Sentymentalne wspomnienie asystenta na planie filmowym „Księcia i Aktoreczki”, choć na pewno podkoloryzowane wybujałą wyobraźnią wówczas młodego chłopaka, nawet świetnie oddało ową różnicę między publicznym wyobrażeniem i tym, co działo się „za zamkniętymi drzwiami sypialni”. Zapewne kulisy z planu ostatniego filmu MM, „Skłóceni z życiem”, byłyby nieporównywalnie ciekawszym materiałem dla opowieści o fenomenie Marilyn i jej smutnym upadku, nie jestem też przekonana, czy Michelle Williams ze swoją wrodzoną pucołowatością jest na pewno najlepszą aktorką do wcielania się w rolę MM z czysto wizualnego punktu widzenia, trzeba jednak oddać Curtisowi, że jego film ma klimat, chwytliwą, sensownie opowiedzianą historię i najwyższych lotów aktorstwo (na drugim planie zapomniana Julia Ormond w roli fascynującej biograficznie Vivien Leigh!), a to w końcowym rozrachunku rozwiewa wiele wątpliwości.

 

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=wFXAjf6I69g]