W kinie: Brooklyn

brooklyn

 

BROOKLYN
polska premiera: 19.02.2016
reż. John Crowley

moja ocena: 6.5/10

 

Tematyka emigracyjna zajmuje w historii kina rozdział bardzo obszerny. Różnie się o tym opowiadało, ale generalnie większość najbardziej znanych dzieł starała się na spojrzeć na tę kwestię z odpowiednią dawką dramatyzmu i realizmu, budując niejednoznaczne, ale często brutalne studia socjologiczno-historyczne. Przeanalizujmy jeden z bardziej zapamiętywalnych przykładów – monumentalnych “Emigrantów” Jana Troella. Oglądamy pełną epickiego rozmachu historię ucieczki przed biedą w poszukiwaniu ziemi obiecanej na amerykańskim kontynencie, przepełnioną całą panoramą ludzkich zachowań, w których jednak kryje się jakaś uniwersalna prawda o czasach i zjawisku. “Brooklyn” to dzieło zgoła odmienne. Nikt nie buduje tu naturalistycznej wizji emigranckiego życia, choć stanowi ono jeden z najważniejszych tematów filmu. Ta opowieść o młodej, wrażliwej Irlandce, który wyjeżdża za Ocean, by stworzyć tam sobie lepsze życie, przesiąknięta jest dziwną aurą baśniowego wręcz realizmu magicznego. Wygląda bardziej jak sen o emigracji niż jak jej rzeczywisty obraz. Elis bowiem dość szybko znajduje w Ameryce swój własny raj na ziemi, dobrych, pomocnych ludzi i miłość. Tym, co ją boli i unieszczęśliwia, to tęsknota za małą ojczyzną, rodziną i znajomymi, których zostawiła na irlandzkiej wyspie. Ta oniryczna forma broni właśnie “Brooklyn” przed popadaniem w schemat łzawego, kobiecego melodramatu. Pomimo odrealnienia świata przedstawionego w filmie udało się też zbudować sugestywny i harmonijny portret bohaterki, której losy przekonują o prostej prawdzie: iż dom jest tam, gdzie jest twoje serce – geografia ma mniejsze znaczenie. Na marginesie, któż by podejrzewał Nicka Hornby’ego o scenariusz do tak subtelnego, prostolinijnego filmu.

 

 

kwnafb

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.