ŚMIERĆ LUDWIKA XIV
Nowe Horyzonty 2016
reż. Albert Serra
moja ocena: 7/10
Do tej pory obcując z filmami Alberta Serry, można była uznać, że głównym celem katalońskiego reżysera jest zanudzenie widza na śmierć swoim ekstremalnie powolnym kinem historycznym. Jednak w przypadku “Śmierci Ludwika XIV” w końcu ta usypiająca, snująca się narracja i statyczna ekspozycja filmowej fabuły zdają się mieć nie tylko rozsądne uzasadnienie, ale też być jedynymi słusznymi. Ludwik XIV umiera, powoli gaśnie jego ciało – nie może jeść i pić, jego nogę zżera gangrena. Współpracownicy króla robią, co mogą, by ten wydobrzał, ale wiele zrobić już nie mogą. Nie pomaga nawet uważany za cudownego uzdrowiciel, która pojawia się na dworze. Śmierć i ból nie oszczędzają więc nawet kogoś takiego jak wielki król Francji. Ludwik XIV umiera dostojnie i powoli, gdzieś niedaleko dogorywa jakaś uczta, której był gospodarzem, ale nikogo ważnego już tam nie ma. Wszyscy z niepokojem obserwują, jak gaśnie ich władca. Sam król zaś jawi się w tej sytuacji jako człowiek totalnie samotny i bezradny wobec tego, co nieuchronne.
Majestat tych ostatnich tchnień władcy, którego boskość wcale nie chroni przed śmiercią, tworzą nie tylko pięknie skomponowane kadry, przywodzące na myśl barokowe malarstwo, ale przede wszystkim posągowy Jean-Pierre Léaud w roli umierającego króla. Choć grana przez ikonę Nowej Fali postać tylko leży na łóżku i właściwie marnieje w oczach z każdą chwilą, Léaud swoim wyrazem twarzy, spojrzeniami, drobnymi gestami nadał temu cierpieniu bardzo ludzkiej szlachetności. Wszyscy jesteśmy równi wobec śmierci, nawet boski król.
***
Kasia na Nowych Horyzontach powered by: