10. Albert Serra: Śmierć Ludwika XIV (La Mort de Louis XIV) [Zobacz trailer]
Cierpienie i choroba nie oszczędzają nawet wielkiego władcy. Wobec śmierci wszyscy jesteśmy równi i tak samo malutcy, nawet Król Słońce. Serra poetycko i niespiesznie odtwarza ostatnie godziny życia francuskiego monarchy, tworząc absolutnie niezwykły portret gasnącego człowieka – odartego z majestatu, samotnego i całkowicie bezsilnego.
9. Hong Sang-soo: Teraz dobrze, wtedy źle (Ji-geum-eun-mat-go-geu-ddae-neun-teul-li-da) [Zobacz trailer]
Fascynująca gra, w którą koreański twórca wciąga widza, proponując dwie wersje historii romantycznego spotkania reżysera i młodej malarki na prowincjonalnym festiwalu filmowym. Magia wyczarowana z afirmacji subtelnych gestów, niewymuszonych spojrzeń, swobodnych i naturalnych rozmów bohaterów. Zasłużone laury w Locarno!
8. Paolo Genovese: Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie (Perfetti sconosciuti) [Zobacz trailer]
Człowiek jako istota społeczna i najbardziej zakłamana, parszywa bestia, jaka chodzi po tym padole – to właśnie przychodzi na myśl po seansie fantastycznej tragifarsy Paolo Genovese. W swoim filmie włoski reżyser perfidnie i efektownie obnaża hipokryzję, w jakiej funkcjonuje grupa przyjaciół, by pokazać, iż życie to nieustanna gra pozorów. Największa niespodzianka roku!
7. Kleber Mendonça Filho: Aquarious [Zobacz trailer]
Cudowny portret przedstawicielki brazylijskiej, bogatszej klasy średniej, kobiety wyzwolonej, samodzielnej, ale też samotnej, kochającej ludzi, malownicze miejsca i ładne bibeloty, która całe życie z czymś walczyła. To kino uczące pokory i dystansu wobec przeszłości, gloryfikujące to, co tu i teraz. W promieniach słońca plaż Recife i w rytmie nostalgicznej bossa novy.
6. Tom Ford: Zwierzęta Nocy (Nocturnal Animals) [Zobacz trailer]
Zjawiskowy i spektakularny dramat – połączenie niezwykle rzadkie. Osiągnięto taki efekt, łącząc z dużą finezją różne, filmowe tropy – Hitchcockowski suspens, niepokojącą onirykę Lyncha czy emocjonalną niejednoznaczność dzieł Dolana. Po seansie pozostaje z nami uczucie współodczuwania samotności i pustki bohaterów filmu. Ludzi okaleczonych, wiecznie niespokojnych i nie znajdujących ukojenia.
5. Babak Jalali: Radio Dreams [Zobacz trailer]
Po pierwsze to prostolinijna opowieść o wyobcowaniu i samotności emigranta, który starając się asymilować z otoczeniem, nigdy nie będzie u siebie. Po drugie to film frapująco konfrontujący takie kwestie jak realizacja artystycznych ambicji i osiąganie zysków, idealizm i pragmatyzm, wartości świata Wschodu i Zachodu. W tak skomplikowanym świecie warto przede wszystkim pozostać sobą. Cudo!
4. Barry Jenkins: Moonlight [Zobacz trailer]
W pół drogi między “Brokeback Mountain” i “Boyz n the Hood”, pomiędzy dyskretnym manifestem społecznym, melancholijnym melodramatem a uniwersalny filmem o odkrywaniu samego siebie. Takiego filmu o dojrzewaniu jeszcze nie było, choć wynika z niego dość prosta rzecz. Człowiek dojrzewa całe życie (i jednocześnie nie dojrzewa nigdy), na zawsze mając w sobie tę dziecięcą niepewność i młodzieńczy niepokój oraz tęskniąc za tym, co pozostawił za sobą. To powinien być czarny (nomen omen!) koń najbliższych Oscarów.
3. Paul Verhoeven: Elle [Zobacz trailer]
Triumfalny powrót na światowe salony starego prowokatora Paula Verhoevena w najbardziej niejednoznacznym i fascynującym filmie tego roku. Przewrotne dzieło o walce z własnymi demonami, przy okazji konkretnie i zdrowo wyśmiewające popularne wyobrażenia o emocjonalno-seksualnych relacjach, obyczajowe rytuały, społeczne konwenanse. Film, którego nie da się zapomnieć!
2. Kenneth Lonergan: Manchester By The Sea [Zobacz trailer]
Nie mam w zwyczaju płakać na filmach, jestem nieczuła i niewiele rzeczy mnie rusza, ale w trakcie oglądania “Manchester By The Sea” łezka zakręciła mi się w oku ze dwa razy. Kocham Lonergana za tę prostotę i naturalność w opowiadaniu o emocjach i uczuciach, za jego niesamowitą wrażliwość, za jego geniusz i skrupulatność w drążeniu labiryntów międzyludzkich relacji. W tym jego filmie tkwi nie tylko taka głęboko humanistyczna prawda o tychże, ale też smutek i tragizm ustępują miejsce subtelnej melancholii, która jednocześnie potrafi pięknie bawić i autentycznie wzruszać.
1. Maren Ade: Toni Erdmann [Zobacz trailer]
„Toni Erdmann” jest na pewno jest jednym z najważniejszych filmów dekady, a jego reżyserka to największa nadzieja europejskiego kina. Potrzeba bowiem nie lada kreatywności, by trwającą blisko 3 godziny opowieść o rodzinnym pojednaniu ojca i córki opowiedzieć w taki sposób, jak wymyśliła to Maren Ade. To bowiem coś więcej niż tylko zabawny, rodzinny komediodramat. W tej historii wypowiedziano wiele ważnych uwag o tym, jak w tych czasach żyjemy i jak starając się ułożyć to życie sobie znośnie i wygodnie, zapominamy o tym, kim jesteśmy. To przydarzyło się właśnie Ines, co w porę zauważył jej ojciec, który bezpardonowo, w okropnym przebraniu, udając niemieckiego dyplomatę ładuje się w elegancką, ale drętwą egzystencję córki. Miesza w jej życiu prywatnym, destabilizuje relacje zawodowe. W ten sposób jednak uzmysławia Ines, że nie jest jeszcze za późno, by odzyskać w życiu równowagę i ułożyć sobie je tak, by było w nim miejsce na radość, śmiech i prawdziwe emocje. „Toni Erdmann” bawi i wzrusza, ujmuje sytuacyjną naturalnością i autentyzmem emocji. To film mądry, ale taki, który się nie narzuca. Z seansu wynosimy wiele, ale najważniejsze to zapamiętać learning to love yourself, it is the greatest love of all!
***
Lista wszystkich filmów i seriali, które oglądałam w 2016 r.