MR. LONG
67. Internationale Filmfestspiele Berlin
reż. SABU
moja ocena: 4/10
Kino prawie familijne. Płatny zabójca z Tajwanu w wyniku zwykle gładko przebiegającej akcji zlikwidowania jednego z członków japońskiej Yakuzy zostaje ranny, bez pieniędzy, dokumentów i wykonanego zlecenia trafia na biedne przedmieścia Tokio, gdzie robi karierę kucharza w kategorii street food. Cieszy się estymą sąsiadów i wyciąga z narkotykowego nałogu matkę kilkuletniego chłopca, który jako pierwszy podał mu pomocną dłoń. Przybysz z Tajwanu, zwany przez miejscowych pieszczotliwie Panem Longiem, mówi mało, świetnie gotuje i akceptuje wszystkie pomysły, jakie wcielają w życie jego nowi znajomi. Czy przyszłość pozwoli mu jednak o sobie zapomnieć? A ponieważ mówimy o Sabu i gatunkowym kinie z Azji, odpowiedzi na to pytanie właściwie można domyślić się od razu , więc niestety “Mr. Long” nie będzie produkcją, którą w rodzinnym gronie można byłoby oglądnąć w niedzielne popołudnie. Są też inne powody dla których niekoniecznie warto to robić. To film kuriozalny, zabawny tylko bardzo krótkimi momentami, z niepotrzebnie namnożonymi wątkami pobocznymi i żenująco tkliwym zakończeniem. Tylko dla bardzo wstawionych koneserów gatunku.