FABRYKA NICZEGO
Nowe Horyzonty 2017
reż. Pedro Pinho
moja ocena: 7/10
“Fabryka Niczego” to kino wyraźnie zaangażowane, doskonale wpisujące się w założenia tego typu filmu, ale jednak idące własną ścieżką, bo oddalające się od poważnej, neorealistycznej maniery mówienia o bolączkach współczesnych społeczeństw w czasach globalizacji i kryzysu kapitalizmu. Z jednej strony Ken Loach, w niemalże każdym swoim filmie ostentacyjnie upominający się o tych, których najbardziej dotyka niesprawiedliwa dystrybucja dochodów, z drugiej – Miguel Gomes, który o post kryzysowej Europie opowiada w duchu fantastyki i realizmu magicznego. Gdzieś po środku sytuuje się rodak Portugalczyka, Pedro Pinho, w “Fabryce Niczego” spoglądając na sytuację robotników fabryki wind z Lizbony, którzy z dnia na dzień tracą swoje miejsce pracy. Szefowie zakładu decydują o przeniesieniu produkcji w miejsce, gdzie jej koszty będą tańsze. Pracownikom proponują całkiem niezłe odprawy, by ich odejście załatwić polubownie, mamiąc ich typową dla takich okoliczności pustą wizją, że zmiana to dobra rzecz, dająca możliwość realizacji “nowych projektów”. Tylko że żaden z robotników takich “projektów” nie miał, każdy z nich wie, że pracy w regionie dla nich będzie niewiele, a ich zakład nie jest jedynym, który zostaje zamknięty. Nie zgadzają się więc na taki stan rzecz, okupują fabrykę, snując wizje skruszenia właścicieli, powrotu do pracy, aż w końcu planują przejąć firmę i oddać ją pod kolektywny zarząd pracowniczy. Pedro Pinho udała się rzecz wspaniała. Nie użala się nad swoimi bohaterami, nie rozwodzi się nad beznadzieją ich położenia, które jest oczywistością. Z ciepłem i humorem podchodzi do ich buntu, dyskusji, marzeń o produkcyjnej kooperatywie, pokazując, jak wiele energii i zapału drzemie w tych ludziach. Nie osądza też demonstracyjnie otoczenia – państw i instytucji, które ewidentnie nie dają rady w obliczu kryzysu kapitalizmu, nie mających recepty na zatrzymanie pogłębiających się nierówności społecznych. Pinho interesuje się raczej tym, czy różne formy protestu – ten tradycyjny na terenie fabryki, jak i i artystyczny, filmowy – współcześnie mają w ogóle rację bytu, jakąkolwiek siłę oddziaływania. Oglądając świetną “Fabrykę Niczego” przez blisko trzy godziny, nie można dać na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi.
***
Kasia na Nowych Horyzontach powered by: