PTAKI ŚPIEWAJĄ W KIGALI
polska premiera: 22.09.2017
reż. Krzysztof Krauze, Joanna Kos-Krauze
moja ocena: 5/10
Muszę się przyznać, że bardzo unikałam tego filmu. Miałam wiele okazji, by zobaczyć go przed regularną premierą, ale z premedytacją nie korzystałam. Chodzi bowiem o to, że jakoś nie mam wiary w to, że reżyserzy z Polski, którzy w takiej Rwandzie są w pierwszej kolejności artystycznymi turystami, a nie badaczami z krwi i kości, potrafią ogarnąć to, co stało się w tym afrykańskim kraju nieco ponad 20 lat temu. Ludobójstwo w Rwandzie staje się dla Krauzów (a raczej głównie dla Pani Joanny, kończącej tę produkcję bez zmarłego męża) punktem wyjścia dla uniwersalnej refleksji o bólu i traumie, o pogodzeniu się ze swoim własnym, tragicznym losem, odrodzeniem po apokalipsie. Anna, ornitolog z Polski, ratuje z rzezi córkę swoich przyjaciół. Zabiera Claudine do Europy i tutaj – z początku niechętnie – bierze ją pod opiekę. Obie mierzą się z demonami, które zostały w nich po życiu w Rwandzie. Jowita Budnik w roli polskiej badaczki ma w sobie ponurą wściekłość, za którymi skrywa żal i melancholię. Eliane Umuhire jako Claudine ma magicznie smutne oczy, odbijające krzywdę i cierpienie jej bohaterki. Ten duet słusznie więc zbiera laury za swoje aktorskie kreacje w “Ptakach…”. Jednak film Krauzów zawodzi na poziomie narracji i dramaturgii. Jest szarpany, nienaturalnie epizodyczny, brakuje mu płynności. Symbolika niektórych scen i wątków sprawia wrażenie dość tandetnej i sztucznej (niestety z ptactwem na czele). “Ptaki…” są oczywiście nieprzyjemne w odbiorze, ale nie dlatego, że poruszają tak trudny, ciężki temat, lecz z powodu braku spójności i narzucanej nerwową formą, a nie przekazem, dramaturgią. Warto pochwalić każdą próbę rodzimych twórców okiełznania i przekazania polskiej publiczności uniwersalnych prawd, wartości i przeżyć nie bazując na wydarzeniach z naszej własnej historii, nawet jeśli daleko im do przerażającej wnikliwości “Wieku Ludobójstwa” Goldhagena, które szczególnie w naszych czasach powinno stać się lekturą obowiązkową. Te ptaki z Kigali nie rozszarpały mnie jednak jak sępy rozkładającą się padlinę, ledwie słyszałam ich niewyraźne, minorowe ćwierkania.