NAJPIERW ZABILI MOJEGO OJCA
Netflix
reż. Angelina Jolie
moja ocena: 5/10
Angelina Jolie zamiast reżyserować filmy powinna rozwijać działalność producencką, zbierać fundusze na realizację takich zaangażowanych projektów filmowych, zatrudniać dobrych reżyserów i scenarzystów. Doceniając jej niebywałe zaangażowanie w pielęgnowanie pamięci o największych tragediach powojennego świata – najpierw dramatu kobiet w czasie wojny w byłej Jugosławii w “Krainie miodu i krwi”, teraz krwawych rządów Czerwonych Khmerów w Kambodży – nie można przejść do porządku dziennego nad faktem, jak łopatologiczne są oba te filmy (choć “Najpierw zabili mojego ojca” nieco mniej, ale jednak ciągle to bardzo przeciętna, prosta rzecz). W tym najnowszym tragedię zwiastują banalne kontrasty – radosnego życia przed dyktaturą i makabra tego po politycznym przewrocie. Wystawne, rodzinne kolacje w ładnym mieszkaniu w opozycji do gotowania garści ryżu w prymitywnej chacie. Dzieci ubrane w kolorowe sukienki zasłuchujące się w zachodnich piosenkach kontra masy w zunifikowanych, szarych łachmanach spędzające czas na katorżniczej pracy w grobowej ciszy. Obrazy, które powinny wstrząsać, irytują fabularnymi banałami i trywialnymi kliszami. Nawet bohaterka – dziewczynka, której rodzina zostaje zdziesiątkowania w trakcie rządów Czerwonych Khmerów – to nie jest postać z krwi i kości, ale raczej taki bardzo stereotypowy symbol okrucieństwa i bestialstwa dyktatury. Gdzieś tam w napisach końcowych przewinęło się nazwisko Rithy’ego Panha i to jego dokumentalne, osobiste “Brakujące Zdjęcie” warto przy takiej okazji przypomnieć i ocalić od zapomnienia, zamiast rozwodzić się nad konfekcyjnym kinem biograficzno-historycznym w reżyserii hollywoodzkiej aktorki i celebrytki.