TOUCH ME NOT
Nowe Horyzonty 2018
reż. Adina Pintilie
moja ocena: 5/10
Reżyserka z Rumunii przygląda się współczesnej seksualności i dochodzi do “sensacyjnego” wniosku – ludzie pod tym względem różnią się od siebie. Jednych kręci to, innych kręci tamto. Brzydcy, ładni, niscy, wysocy, kobiety i mężczyźni potrzebują kontaktu cielesnego z drugą osobą, ale jego forma – maksymalizująca odczuwanie przyjemności – to już zależy od indywidualnych preferencji. Naprawdę dużo mam szacunku dla Adiny Pintilie, że zamiast odsuwać kamerę od miejsc czy osób, na które może niekoniecznie każdy chce patrzeć, ona przysuwa ją jeszcze bliżej. Nie odkrywa w “Touch Me Not” jednak Ameryki, a nawet więcej – bywa strasznie pretensjonalna. Duża w tym zasługa jednej z bohaterek tego filmowego eksperymentu, czyli Laury, której poświęca się nieprzyzwoicie dużo “czasu antenowego”. Kobiecie w okolicach 50., która boryka się z czymś pokroju kryzysu wieku średniego. Męczy się z tym okrutnie, a je męczyłam się równie niemiłosiernie, obserwując jej wydumane rozterki. W moim odczuciu jest coś nawet niesmacznego w zestawieniu jej wyolbrzymionej udręki z doświadczeniami tych, dla których realizowanie się w seksualnych zbliżeniach, ze względu na faktyczne fizyczne ograniczenia, bywa dużym wyzwaniem. Projekt Adiny Pintilie trochę kojarzy mi się z dokumentalistyką Anny Odell, ale o ile Szwedka stawia samą siebie w centrum, przerabiając np. w “Zjeździe Absolwentów” osobiste traumy, o tyle Rumunka przyjmuje pozę naukowca zza grubej szyby przyglądającego się obiektom swoich badań. Nawet wtedy gdy Laura raz obraca kamerę i widzimy tę całą rejestrującą historię konstrukcję z kamerą oraz w końcu też samą reżyserkę, rysujące się na jej twarzy zafrasowanie wygląda dość komicznie. Widzę prawdę w opowieściach większości bohaterów “Touch Me Not”, ale Pintilie pokazuje to w taki sposób, że mam do tego wszystkiego autentycznie obojętny stosunek. Nie czułam się ani zniesmaczona, ani poruszona. Jak to się skończyło, byłam po prostu znudzona.