W kinie: Żona

wife

 

ŻONA
polska premiera: 7.09.2018
reż. Björn Runge

moja ocena: 5/10

 

Historia z cyklu za sukcesem każdego mężczyzny stoi jakaś kobieta. Tym mężczyzną w filmie jest wielki pisarz Joe Castleman (Jonathan Pryce), który właśnie dowiaduje się, że został laureatem literackiej Nagrody Nobla. W tej chwili wielkiego triumfu i szczęścia – jak przez całą jego karierę – wiernie towarzyszy mu małżonka Joan (Glenn Close), potrafiąca publicznie okazywać dumę z męża, ale też w domowym zaciszu z pobłażliwością podchodząca do różnych jego humorów. Jednak za tym jej uśmiechem kryje się mroczna tajemnica związku Joe i Joan, którą przez dekady dusi w sobie kobieta, którą latami za pewnik traktuje jej partner. Ta relacja ma w sobie coś ciekawego i przykuwającego uwagę. Miała również w sobie potencjał na gorący dramat, konfrontację dwóch silnych osobowości, za którymi stoi niebywała tajemnica. Także toksyczna w takim znaczeniu, że wymagająca od jednej ze stron niewyobrażalnego poświęcenia, od obu – życia w kłamstwie. Björn Runge zamiast skupiać się na głównej parze protagonistów, a znakomita Glenn Close robi tu za niego większość roboty, rozrzedza intensywność tej historii sztampowymi wątkami pobocznymi i ogólnym spłaszczaniem filmu do poziomu niedzielnej produkcji telewizyjnej. Gubi w ten sposób nie tylko charakter i wyrazistość “Żony”, ale też okrutnie trwoni wysiłki Close, zapodającej tu jedną ze swoich najlepszych ról w całej karierze. Joan w jej wydaniu łączy w sobie cechy ofiary, cierpiętniczki, ale też sprytnej manipulatorki, w której drzemie prawdziwa siła i która trzyma wszystkie asy w rękawie. Naprawdę Glenn Close taką kreacją zasłużyła na lepszy film i lepszego reżysera.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.