PARASITE
Festival de Cannes 2019
reż. Bong Joon-ho
moja ocena: 8/10
Na tym etapie znajomości z Bongiem Joon-ho możemy chyba darować sobie karkołomne próby wpasowania jego filmów do znanych, gatunkowych klisz. Średnio działało to przy “The Host” czy “Snowpiercer”, nie zagra i przy “Parasite”, które aktualnie pretenduje do miana najbardziej kompletnego i spełnionego na wielu poziomach dzieła koreańskiego twórcy. Nowy film Bonga z początku wydaje się penetrować podobne rewiry, jak zeszłoroczny laureat Złotej Palmy “Złodziejaszki” Kore-edy. W tragikomicznej atmosferze poznajemy czteroosobową rodzinę ze społecznych nizin. Zamieszkującą obskurną suterenę na poziomie piwnicy, zarabiającą na życie dorywczymi pracami pokroju składanie kartonowych pudełek dla pobliskiej pizzerii. Z bożym dopustem przyjmującą wszystko, co darmowe – Wi-fi z pobliskiej knajpki łapane tylko w toalecie ich mieszkania czy deratyzację przeprowadzaną na ulicy tuż przy oknie ich klitki. Ich położenie wydaje się beznadziejne, ale społeczne zmarginalizowanie ani nie rozluźniło ich bliskich, rodzinnych relacji, ani nie złamało ich ducha. Wbrew okolicznościom to bardzo zaradni, pomysłowi ludzie, co najlepiej pokazuje, jak sprytnie wykorzystali szansę, która pojawiła się, gdy dzięki niewinnemu oszustwu niedoszły student Ki-woo zostaje korepetytorem nastoletniej córki bogatych państwa Parków. Nie potrzeba dużo czasu, by za chwilę, w wyniku kolejnego, drobnego przekrętu, nauczycielką rysunku dla ich małego synka została siostra chłopaka – również nieposiadająca do tego żadnych kwalifikacji. Na horyzoncie rysują się też warte przejęcia posady kierowcy i gospodyni, które mogą zagospodarować kolejno ojciec i matka Ki-woo.
Bong okazuje dużo sympatii swoim bohaterom. Pomimo swoich krętactw biedacy ze slumsów pozostają pozytywnymi postaciami. Po zainstalowaniu się w domostwie majętnych państwa, czerpią z sytuacji, ile mogą, ale też pracują i realizują powierzone im zadania. Także Parkowie choć okrutnie naiwni, czasem też niewrażliwi i skupieni na sobie, to generalnie dobrzy ludzie. Koegzystencja jednych i drugich mogła by przebiegać całkiem harmonijnie, gdyby nie to, że nikt nie zyskuje na sytuacji. Potężna, klasowa przepaść między dwiema rodzinami pozostaje taka sama i to z niej wynikają napięcia, które tragifarsę i ostrą, dowcipną satyrę wprowadzają na ścieżkę przerażającego thrillera. Nie oczekujcie jednak spektakularnych zwrotów akcji. Koreański reżyser jest zbyt inteligentnym twórcą, by sięgać po efekciarskie chwyty. Każdy nowy kontekst w “Parasite” stanowi wypadkową holistycznego podejścia Bonga, który nie chce, by cokolwiek w jego filmie było banalne i oczywiste. Ten film jest jak monumentalny dom Parków – nowoczesny, otwarty we wnętrzu, przestrzenny, ale posiada także dobrze ukryte zakamarki.
“Parasite” ze swoją szkatułkową formą i błyskotliwie, w znakomitym tempie prowadzoną narracją działa świetnie na bardzo wielu poziomach – komediowym, polemicznym, krytycznym. Potrafi być jednocześnie dowcipny, ciepły i rozgniewany. Porusza też wiele nieprzyjemnych kwestii dotyczących tego, jak skonstruowany jest współczesny świat. Pozostawiając poważne wątpliwości, czy można go bezkolizyjnie w ogóle naprawić. Niech Wam nie umknie w ferworze zachwytu nad brawurowym konceptem filmu, że to kino, które stara się coś ważnego powiedzieć. Tylko znalazło na tę wypowiedź nowy, fantastyczny pomysł.