THE NIGHTINGALE
VOD: 25.10.2019
reż. Jennifer Kent
moja ocena: 7/10
Jennifer Kent po “Babadook” kontynuuje swoje reżyserskie podboje na polu kina gatunkowego. “The Nightingale” to kolejny horror w jej dorobku z kobiecą bohaterką w roli głównej, która musi walczyć z potworami. Zmieniła się scenografia na dziką Ziemię van Diemena pogrążoną w XIX-wiecznej szarzyźnie i ciemiężoną przez brytyjskiego kolonizatora. Także zło przybrało zdecydowanie bardziej realistyczną postać człowieka z krwi i kości. Ofiarą bezwzględnego porucznika Hawkinsa (Sam Claflin) zostaje młodziutka Clare (Aisling Franciosi) – Irlandka o pięknym głosie zesłana na koniec świata za przewinienia zadane Brytyjskiemu Imperium. Pomimo wyjątkowo niesprzyjających okoliczności dziewczyna znalazła tu miłość i założyła rodzinę, wierząc, że uda się odkupić winy i wrócić na łono społeczeństwa, znosiła trudy życia i systemowe poniżenia. Aż do czasu, gdy ze wszystkiego, co miała i kochała okradła ją bestia w mundurze, krzywdząc ją także fizycznie. Kontrowersyjne sceny przemocy w filmie Kent są szalenie brutalne, ale nigdy eksploatacyjne i dosłowne. Okrucieństwo musiało tu wybrzmieć odpowiednio mocno, by uwiarygodniać przemianę delikatnej Clare w anioła krwawej zemsty, ale w żadnym momencie nie zostało ono wykorzystane dla samego efektu szoku. Zresztą tę część “The Nightingale” potraktować można jako ekspozycję dla głównego tematu filmu – opowieści o zemście podpartej poetyką antywesternu o feministycznym wydźwięku, ale też o milczącym przymierzu dwójki pariasów połączonych poczuciem krzywdy i rządzą wyrównania rachunków, pomiędzy który rodzi się przyjaźń na przekór wszystkiemu, co ich różni i definiuje. Można by uznać, że agresja Clare i Billy’ego (Baykali Ganambarr) wobec ich oprawców zrównuje ich z nimi, ale sprawność i wyrafinowanie reżyserskie Kent prowadzą do zupełnie innych konkluzji. Zemsta tej dwójki nie ma przecież kojących właściwości, nie przynosi bohaterom żadnego katharsis, nie pomaga zabliźniać ran. Dla tej drugiej strony stanowi przypomnienie o możliwej nieuchronności kary za potworne zbrodnie, których nie ścigało prawo, o rachunku za nadużycia i terror stosowany przez uprzywilejowanych, który może być wystawiony w najmniej spodziewanym momencie. U współczesnych historyczny, brutalny realizm “The Nightingale” – niczym u naszego Smarzowskiego – winien wskrzeszać pamięć o krwawej historii podbijanych przez białego człowieka ziem na Antypodach, których potęga wyrosła z przemocy, nietolerancji i barbarzyństwa oraz wywoływać potężne wyrzuty sumienia.