PRZEŻYJMY TO JESZCZE RAZ… FESTIVAL DE CANNES 1958
Na Lazurowym Wybrzeżu wieje lekki, letni wiatr, a na promenadzie La Croisette festiwalowiczów muska przyjemne słońce. Na canneńskiej plaży odbywają się wybory miss festiwalu, ale każdą piękność w kostiumie kąpielowym przyćmiewa ponętna Jayne Mansfield, która przyleciała zaliczyć kilka bankietów w okolicach Palais des Festivals. Ta edycja imprezy wydaje się podobna do innych z tego okresu, ale w pewien sposób niezwykła. Rzecz jasna, nie było jeszcze współcześnie znanych tłumów, więc ówczesne gwiazdy mogły spokojnie sobie spacerować po deptaku. Raptem jedna, konkursowa selekcja dla tytułów pełnometrażowych. W niej spotkali się Fiodor Dostojewski, William Faulkner, Ingmar Bergman, Jacques Tati, Satyajit Ray i cesarzowa Sissi – czy można sobie wyobrazić bardziej egzotyczny zestaw?
Złota Palma w 1958 roku powędrowała do Związku Radzieckiego, co w tamtym momencie wzbudziło wiele kontrowersji, ale to jedna z najbardziej zasłużonych głównych nagród w całej historii Cannes. LECĄ ŻURAWIE Michaiła Kałatozowa powstało w okresie odwilży czasów postalinowskich. To chwytający za serce melodramat i równocześnie film mocno rewizjonistyczny względem okresu II wojny światowej, do której wcześniej w ZSRR według oficjalnej narracji mieli przeważnie dość bezkrytyczne podejście. Także pod kątem czysto filmowym to dzieło wspaniałe i niezwykłe (spacery zakochanych po mieście, ekspresjonistyczna scena nalotu, finał na dworcu). Każdy powinien LECĄ ŻURAWIE choć raz w życiu zobaczyć. Odtwórczyni roli głównej Tatiana Samoiłowa miała swoje całkowicie zasłużone pięć minut sławy, biegając od bankietu do bankietu, ciesząc się niebywałą atencją filmowej śmietanki towarzyskiej.
Analizując nagrodzonych, wszystko wygląda całkiem w porządku. Wśród nich obok filmu Kałatozowa znaleźli się m.in.:
– Bergman za reżyserię U PROGU ŻYCIA – minimalistycznej, niemalże paradokumentalnej refleksji nad kobiecością, jej trudami, bólem, oczekiwaniami i powinnościami, zamkniętej w surowych wnętrzach oddziału ginekologiczno-położniczego (ciekawostka – wcześniej, w tym samym roku, w Berlinie Złotego Niedźwiedzia otrzymał Bergman za kultowe TAM, GDZIE ROSNĄ POZIOMKI, czyli wtedy nie wszystko, co we współczesnym kinie najlepsze, rezerwowano dla Cannes).
– Zbiorowe wyróżnienie otrzymały też grające w szwedzkim filmie aktorki z Ingrid Thulin i Bibi Andersson na czele.
– Paul Newman za rolę w DŁUGIM, GORĄCYM LECIE Martina Ritta opartym na prozie Faulknera – kinie literackim, wyrazistym, ale też przegadanym, z fantastyczną postacią Klary granej przez Joanne Woodward szlachetnie i spokojnie emancypującej się spod ojcowskiego klosza samego Orsona Wellesa, który też zagrał w tym filmie. Dzieło Ritta nie zebrało świetnych recenzji w swojej ojczyźnie, nie stanowiło też większego przełomu dla Newmana… przynajmniej jeśli chodzi o kwestie zawodowe. W trakcie zdjęć do DŁUGIEGO, GORĄCEGO LATA aktor wziął ślub ze swoją ekranową partnerką Joanne Woodward. Małżeństwem pozostali przez 50 lat, do śmierci Newmana w 2008 roku. W Hollywood to prawdziwa rzadkość.
– Jacques Tati z MOIM WUJASZKIEM (Specjalna Nagroda Jury, któremu wtedy przewodniczył francuski literat Marcel Achard) – to od canneńskiej premiery rozpoczął się pochód sukcesów tej produkcji, zakończony Oscarem dla filmu nieanglojęzycznego w 1959 roku (gdzie fabuła Tatiego rywalizowała m.in. z hiszpańską ZEMSTĄ, o której niżej). To w ogóle moja ulubiona odsłona serii o jowialnym Panu Hulot, w której zachwyca mnie zwłaszcza scenografia i aranżacja przestrzeni, które stają się pełnowymiarowymi bohaterami uroczej satyry na nowoczesność Tatiego. Jeśli ktoś we współczesnym kinie szuka takiego prostego, szlachetnego dowcipu, to tylko przypomnę, że spadkobiercą tradycji Bustera Keatona i Tatiego właśnie jest nagrodzony w Cannes w zeszłym roku Elia Suleiman.
– Wśród laureatów nagrody za scenariusz do MŁODYCH MAŁŻONKÓW Mauro Bologniniego znalazł się nawet 36-letni Pier Paolo Pasolini, który jako reżyser miał zadebiutować dopiero za parę lat (a w Cannes w konkursowej selekcji pojawić się dopiero w latach 70.). Włoski film to taka bardziej high-life’owa wersja WAŁKONI Felliniego, która opowiada o grupie przyjaciół – młodych chłopaków z toskańskiego miasteczka, którzy muszą dorosnąć do ról i obowiązków stawianych dorosłym mężczyznom, co nie idzie im łatwo i bezboleśnie. Dziś powiedzielibyśmy coming-of-age movie.
Warto jeszcze zaznaczyć, że drugi raz z rzędu, gdy pojawił się w Cannes, nagrodę FIPRESCI otrzymał Juan Antonio Bardem (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa – reżyser był krewnym słynnego aktora). Hiszpański mistrz trzy lata wcześniej do Francji przywiózł wybitną ŚMIERĆ ROWERZYSTY, za którą otrzymał też tylko wyróżnienie drugoplanowe. ZEMSTA jest nie dziełem tego kalibru, co opus magnum Bardema, ale dobrze ukazuje reżyserski kunszt Hiszpana. Ma zaskakująco hollywoodzką formę, przesiąkniętą klasycznie westernowym duchem. Słońce parzy z ekranu, ukazując życie andaluzyjskich żniwiarzy, którzy w poszukiwaniu pracy ruszają w głąb kraju. Wśród nich jest Juan i Andrea – rodzeństwo, które z liderem ich grupy łączy ciągnąca się od pokoleń waśń. Moralne rozterki i dylematy bohaterów są najcięższego kalibru i przypominają te z antycznych, uniwersalnych historii, ale rozrzedza je bardzo empatyczne, ciepłe spojrzenie na folklor iberyjskiej prowincji i nostalgiczna pochwała dla etosu pracy na roli, która w takiej formie nieuchronnie schodzi do lamusa, wypierana w procesie modernizacji hiszpańskiej wsi reżimu Franco. Za parę lat światło dzienne ujrzy amerykańskie arcydzieło SKŁÓCENI Z ŻYCIEM Johna Hustona z ostatnimi rolami Marylin Monroe i Clarke’a Gable, podobne w swym rozliczeniowym tonie, ale dużo bardziej gorzkie i smutne niż słoneczny film Hiszpana. W ogóle Juan Antonio Bardem to doskonały kandydat na porządną, festiwalową retrospektywę – znakomity twórca o nietuzinkowej biografii.
Wracając do canneńskiego konkursu, kto dziś pamięta takie postacie jak Louis Daquin, Arne Sucksdorff, Mario Soffici, Janos Herskó, Kurt Hoffmann czy Zbynek Brynych, którzy rywalizowali z kultowymi Bergmanem czy Satyajitem Rayem o Złotą Palmę? To kino dziś praktycznie zapomniane i bardzo trudno dostępne. Z konkursowego zestawu z Cannes 1958 zostaną ze mną trzy znaleziska.
ŚNIEŻNA KRAINA w reżyserii Shirō Toyody wszystko zawdzięcza Keiko Kishi, która wciela się w japońskim filmie w rolę udręczonej we wnętrzu i czasem uśmiechniętej na zewnątrz pretty woman w stroju gejszy pracującej w narciarskim kurorcie i kochającej za mocno niewartego jej uczuć dyletanta – zblazowanego mieszczucha z Tokio. Kochanek odwiedza swoją gejszę w zimowym sezonie, mówi czułe słówka i składa obietnice, których dotrzymać nie zamierza. W drugiej części filmu okazuje się jednak, że indywidualne losy tej dwójki są dużo bardziej skomplikowane niż się początkowo wydawało. Historia w ŚNIEŻNEJ KRAINIE to elegancki, melancholijny melodramat, ale nie tylko to zwraca uwagę – to też film wspaniale zagrany, pięknie sfotografowany, klimatyczny i mimo mroźnej pogody bardzo ciepły.
Zupełnie inaczej w ROSAURA A LAS 10 Mario Sofficiego, które zaczyna się jak lekka komedia o nieśmiałym mężczyźnie, chcącym rozkochać w sobie córkę właścicielki pensjonatu z wynajmem długoterminowym, gdzie mieszka. Dlatego wymyśla narzeczoną, która pisze do niego pachnące listy miłosne, przechwytywane – zgodnie z planem intryganta – przez wścibskich współlokatorów. Wszystko idzie gładko i wedle planu, dopóki tytułowa (i zmyślona) Rosaura pewnego wieczoru nie zapuka do drzwi hotelu, w którym mieszka jej domniemany ukochany. Wtedy dokonuje się też stylistyczna wolta w argentyńskim filmie, który z komedii staje się psychodelicznym thrillerem spod znaku wczesnego Henri-Georgesa Clouzota.
Największym wyrzutem sumienia Cannes 1958 jest bez wątpienia TO TELEFTAIO PSEMA w reżyserii Mihalisa Kakogiannisa, który za kilka lat podbije świat GREKIEM ZORBĄ. Filmu jury i krytycy w ogóle nie dostrzegli, a wydaje mi się on zaginioną perłą europejskiego kina, wyprzedzającą tematykę i styl, które za dwa lata spopularyzuje Michelangelo Antonioni swoją trylogią. Punktu wyjścia dla greckiego filmu należy szukać w schemacie melodramatu. Oto panna z bogatego domu odkrywa, że jej rodzina jest na skraju bankructwa. Jedyny ratunek dla tej familii w dobrym małżeństwie Kloe, a odpowiedni i zainteresowany kawaler właśnie pojawia się na horyzoncie. To nudziarz, którego bohaterka nie kocha, tym bardziej że właśnie poznała kogoś znacznie ciekawszego i szczerze w niej zakochanego, ale niestety z dużo mniej zasobnym portfelem. Nikogo tu jednak naprawdę nie interesuje wybór serca dziewczyny, to pretekst dla zupełnie innych rozważań i obserwacji. W TO TELEFTAIO PSEMA istotny staje się wątek klasowych różnic i napięć, które do fabuły wprowadza postać pokojówki w domu Kloe. Kakogiannis patrzy na niższe warstwy społeczne z przenikliwością i prawdziwością najzacniejszych neorealistów, ale gdy kieruje swój wzrok na ateńską socjetę robi się jeszcze ciekawiej. Hipokryzja, bezduszność, walka o zachowanie pozorów i pozycji w towarzystwie, strach przed ekonomicznym upadkiem, a i tak najważniejszy w filmie jest głęboki portret psychologiczny głównej bohaterki, która się z tymi problemami mierzy. To też wielki (i niedoceniony) popis uroczej i nadspodziewanie dojrzałej Ellie Lambeti w roli Kloe, która przy odrobinie szczęścia mogłaby zostać drugą Monicą Vitti, a niestety ta kariera, choć międzynarodowa, pozostała raczej anonimową (gdy zaczynała w rodzimej Grecji porównywano ją do Audrey Hepburn). Gdzie ten film się ukrywa od tylu lat?
W ówczesne trendy interesująco wpisał się CZŁOWIEK ZE SŁOMY Pietro Germiego, który za trzy lata porzuci neorealistyczną manierę i odniesie wielki, światowy sukces z przebojową, satyryczną komedią ROZWÓD PO WŁOSKU, ale w 1958 roku mocno trzyma się narodowych korzeni włoskiej kinematografii powojennej. W neorealistyczną tkankę wpisuje fabułę z genialnego SPOTKANIA Davida Leana, skrupulatnie przyglądając się dynamice i skutkom romansu żonatego mężczyzny i jego młodej sąsiadki, rozgrywającego się na tle barwnej społeczności rzymskiego, robotniczego osiedla. Wspólny mianownik z innym, brytyjskim, powojennym arcydziełem, TRZECIM CZŁOWIEKIEM Carola Reeda, można znaleźć w ORDERS TO KILL Anthony’ego Asquitha. Film zapowiada się na solidne, szpiegowskie kino z akcją osadzoną w czasach II wojny światowej. Młody, amerykański pilot dostaje zadanie zlikwidowania zdrajcy ruchu oporu w Paryżu. Niedoświadczony w tego typu misjach przechodzi skrupulatne szkolenie na tajnego agenta w Anglii, po czym trafia na front. Gdy osobiście poznaje swój cel, misja się komplikuje. Wtedy zmienia się też środek ciężkości w fabule, skupionej od pewnego momentu na psychicznej kondycji głównego bohatera. W ORDERS TO KILL pojawiają się wątki do tej pory mało obecne w kinie wojennym (np. alkoholizm, zespół stresu pourazowego), zapowiadając jeszcze większe zainteresowanie filmowców psychologią postaci w kolejnej dekadzie.
Od Cannes 1958 minęło wiele dekad, ale są pewne drobiazgi, które się nie zmieniły do dziś. Obowiązkowo w programie musi znaleźć się kino gwiazdorskie. Ostatnia część perypetii cesarzowej Sissy z niezapomnianą i niezmiennie piękną Romy Schneider, wysokobudżetowa (i średnio udana) ekranizacja BRACI KARAMAZOW Richarda Brooksa z pamiętną kreacją Yula Brynnera, wspomniany dramat Faulknerowski z Paulem Newmanem, Joanne Woodward i Orsonem Wellesem czy POŻĄDANIE W CIENIU WIĄZÓW z Sophią Loren i Anthonym Perkinsem. Włoszka była w tym roku największą gwiazdą festiwalu. Pod czujnym okiem Carlo Pontiego jej kariera od Miss Italii do aktorki międzynarodowego formatu rozwijała się kwitnąco. W tym samym roku Loren podpisała lukratywny kontrakt z Paramount Pictures, a POŻĄDANIE W CIENIU WIĄZÓW – ekranizacja sztuki wielkiego Eugene’a O’Neilla – była pierwszą produkcją, która ujrzała światło dzienne w ramach tej współpracy. Ponura historia o zakazanym pożądaniu, przekazywanej, dosłownie, z mlekiem matki, nienawiści do ojca, rozgrywająca się na farmie w Nowej Anglii nie zebrała jednak dobrych recenzji. Film kręcony był w ładnych, udających naturalne plenerach głównie w jednym ze studiów Paramountu w Hollywood przez operatora Daniela L. Fappa, który znał się na swojej robocie (parę lat później został laureatem Oscara za zdjęcia do WEST SIDE STORY), a mimo to przytłacza go inscenizacyjna i aktorska teatralizacja. Zarówno Loren, jak i męska część obsady grają z irytującą emfazą, karykaturalnie ukazując skomplikowane emocje, jakie targają ich bohaterami. Ostatecznie największą sławę filmowi przyniósł mały skandal z Cannes, które obrażona Loren opuściła wcześniej niż planowała, ponieważ galowy pokaz POŻĄDANIA W CIENIU WIĄZÓW postanowiono zorganizować nie w wieczornym, najbardziej prestiżowym dla filmów slocie.
Na ekranie w canneńskim Palais des Festivals pojawiła się jeszcze jedna gwiazda. Dla świata, a nawet samego festiwalu raczej mało ważna, ale na mapie Europy było parę miejsc, gdzie Szwajcarka Liselotte Pulver na przełomie lat 50. i 60. była kimś na kształt prawdziwej celebrytki i ikony. To kraje niemieckojęzyczne, a zwłaszcza RFN. Charakterystyczny, głośny śmiech aktorki pamiętają do dziś wszystkie ówczesne nastolatki, które kochały popularną Lilo zwłaszcza za jej energetyczne role w kiczowatych, kostiumowych musicalach Kurta Hoffmanna. DAS WIRTSHAUS IM SPESSART najpierw miało swoją premierę na Berlinale, a potem z jakiegoś powodu trafiło też w tym samym roku do konkursu w Cannes. Czy coś, co wygląda jak niemiecka odpowiedź na sowizdrzalską błazenadę Danny’ego Kaye’a miało szanse powodzenia? Wiadomo, że nie, ale Lilo Pulver zasługuje na szacunek i słowa uznania – była jedną z pierwszych tak charakternych chłopczyc w europejskim kinie. Poza tym pojawiła się też w trakcie trwającej kilka dekad karierze w obsadzie poważniejszych produkcji reżyserowanych np. przez Billy’ego Wildera, Jacquesa Rivette’a czy Douglasa Sirka.
Zupełnie zbędna ciekawostka: w Cannes pewną prawidłowością jest, że w gronie najsłabszych filmów selekcji konkursowej musi znaleźć się jakiś reprezentant gospodarzy. Nie inaczej było w 1958 roku. ŻYWA WODA François Villiersa opowiadała o młodziutkiej góralce z francuskich Alp, która osierocona przez ojca, musi borykać się z rodziną, za wszelką cenę chcącą pozbawić jej spadku pod przykrywką opieki nad nieletnią krewną. Niech o ich determinacji świadczy fakt, że gdy nie udaje się wcielić w życie planu gwałtu na dziewczynie (ciąża zmusiłaby ją do małżeństwa z wujkiem, co pozwoliłoby przejąć pieniądze), postanawiają zamknąć ją w piwnicy, zabijając deskami drzwi i okna. Jak widzicie, film wydaje się bzdurny i nieistotny, ale jest ciekawy z innego względu. Ojciec dziewczyny majątek zdobył, otrzymawszy państwowe odszkodowanie za wywłaszczenie ze swojej ziemi, która – podobnie jak kilka sąsiednich miejscowości – miała być przeznaczona pod zalanie w wyniku budowania w tej okolicy elektrowni wodnej. To prawdziwe okoliczności, które nawet przyspieszyły zdjęcia do filmu Villiersa, gdy producenci otrzymali zgodę od państwowego koncernu Électricité de France (dziś po prostu EDF) na kręcenie w górskich okolicach rzeki Durance. W ten sposób planem zdjęciowym dla ŻYWEJ WODY stały się nie tylko alpejskie plenery jak z reklamy czekolady Milka, ale też plac budowy, gdzie pomiędzy pracującymi traktorami, buldożerami i metalowymi konstrukcjami biegała sobie filmowa ekipa, nie zaprzątając szczególnie sobie głowy przepisami BHP. Pokazano tu nawet autentyczne sceny wyburzania i zalewania domów, ale już niekoniecznie smutek i rozpacz wysiedlanych mieszkańców. Oprócz filmu pamiątką po tych wydarzeniach jest sztuczne jezioro Serre-Ponçon i położone u jego brzegu muzeum alpejskiej elektrowni wodnej.
***
Obejrzane w ramach “Przeżyjmy to jeszcze raz: Cannes 1958”:
Michaił Kałatozow: Lecą Żurawie (Letyat zhuravli)* – 9.5/10
Jacques Tati: Mój Wujaszek (Mon Oncle)* – 7.5/10
Mihalis Kakogiannis: To teleftaio psema – 7.5/10
Shirō Toyoda: Śnieżna Kraina (Yukiguni) – 7.5/10
Anthony Asquith: Orders To Kill – 7/10
Juan Antonio Bardem: Zemsta (La Venganza) – 7/10
Ingmar Bergman: U progu życia (Nära Livet) – 7/10
Mario Soffici: Rosaura a las 10 – 7/10
Pietro Germi: Człowiek ze słomy (L’uomo di paglia) – 7/10
Martin Ritt: Długie, gorące lato (The Long, Hot Summer) – 6.5/10
Mauro Bolognini: Młodzi Małżonkowie (Giovani Mariti) – 6.5/10
Arne Skouen: Ni Liv – 6/10
Ernst Marischka: Sissi – Losy Cesarzowej (Sissi – Schicksalsjahre einer Kaiserin)* – 5.5/10
Richard Brooks: Bracia Karamazow (The Brothers Karamazov) – 5/10
François Villiers: Żywa Woda (L’eau vive) – 5/10
Delbert Mann: Pożądanie w cieniu wiązów (Desire Under the Elms) – 5/10
Kurt Hoffmann: Das Wirtshaus im Spessart – 5/10
* widziałam kiedyś i/lub sobie odświeżyłam