18 KILOHERCÓW
36. Warszawski Festiwal Filmowy
reż. Farkhad Sharipov
moja ocena: 6/10
Tegoroczny Warszawski Festiwal Filmowy wygrał film reprezentujący kinematografię z Kazachstanu – ciągle filmowo obszar postrzegany jako dziki i mający znaczenie raczej drugo- czy trzeciorzędne. Dość niesłusznie, bo w byłych krajach ZSRR leżących po azjatyckiej stronie upadłego imperium naprawdę działa cała masa interesujących filmowców. Adilkhan Yerzhanov regularnie odwiedza największe festiwale, Wenecję, Cannes czy San Sebastian, stając też powoli ikonicznym twórcą dla warszawskiej imprezy, na której jego dzieła pojawiają się praktycznie co roku. Czy Farkhat Sharipov stanie się eksportowym reżyserem dla kina z Kazachstanu? Są ku temu duże szanse. Ze swoją poprzednią fabułą zwiedził już kawał świata, zdobywając nagrody na mniejszych festiwalach. “18 Kiloherców” od triumfu w Warszawie rozpoczyna swoje filmowe życie. To produkcja, w której doskonale widać, jak mocno Sharipov zakorzeniony jest w realiach miejsca, z którego pochodzi, ale także jak świadomym jest reżyserem, wyczulonym na uniwersalną, filmową estetykę, która ma na wielu poziomach przemawiać do różnorodnej publiczności. “18 Kiloherców” to portret młodości, umiejscowiony w szarej codzienności blokowiska w Ałmatach lat 90. Z jednej strony rodzinny dom – bardzo zwyczajny, ale też pozbawiony bliskości i czułości. Z drugiej – romantyczna fascynacja tym, co zakazane i niebezpieczne. Towarzystwo lokalnych zbirów, narkotyki, zabawa bez kontroli. W końcu trzeba będzie zmierzyć się z konsekwencjami nastoletniej beztroski. Sharipov w filmie buduje zarówno twarde, realistyczne obrazy epoki, ale to oniryczne elementy dodają mu wartości i odrobiny niezwykłości. To, o tyle ważne, że “18 Kiloherców” to film banalny i przezroczysty, który nie budzi żadnych większych emocji. W dodatku irytujące jest, jak próbuje wzbudzić podskórne skojarzenia z ikonicznym dla lat 90. “Trainspottingiem”, powracając do charakterystycznego, muzycznego motywu Underworld, który nieodłącznie kojarzy się z filmem Danny’ego Boyle’a. Farkhatowi Sharipovowi raczej nie brakuje pomysłów i reżyserskich umiejętności. Mając już spore doświadczenie, musi po prostu jeszcze popracować nad własnym stylem i językiem, co pozwoli mu tworzyć kino mocniejsze, bardziej wymowne i po prostu ciekawsze.