W kinie: Wielka Wolność

grossefre

 

WIELKA WOLNOŚĆ
polska premiera: 25.03.2022
reż. Sebastian Meise

moja ocena: 7/10

 

Gdy w 1945 roku oswobadzano więźniów nazistowskich obozów koncentracyjnych, nie na wszystkich ocalałych czekała wolność. Włączona przez Trzecią Rzeszę w potworną machinę Holokaustu gejowska mniejszość wkraczała nie w nowe, powojenne czasy, ale w system, który funkcjonował jeszcze w epoce Republiki Weimarskiej, gdzie niemiecki kodeks karny zakładał karę więzienia za homoseksualizm. Niegdysiejsze ofiary nowy porządek, który za chwilę miał wprowadzać Europę Zachodnią w drugą połowę XX wieku, dalej oglądały zza krat. Niesławny paragraf 175 skazywał ich na dalszą niewolę. I tak się działo aż do 1969 roku. “Wielka wolność” Sebastiana Meise’a rozgrywa się na przestrzeni tych mrocznych dla części niemieckich obywateli ponad 20 lat. Niemniej upływ czasu w ciemnych, ciasnych celach strzeżonych przez strażników o niezapamiętywalnych twarzach to pojęcie względne. Mija przecież rok za rokiem, a otoczenie Hansa Hoffmanna (wspaniały Franz Rogowski) pozostaje niezmienne. Ciemne klitki, betonowe ściany, w szarej celi spotyka nawet znajome twarze prawdziwych już kryminalistów, skazanych za najcięższe zbrodnie. Jednym z takich przestępców jest odsiadujący wyrok za morderstwo Viktor (Georg Friedrich). To twardziel wyzywający Hansa od zboczeńców, stawiający jasne granice dla ich więziennej relacji, której – z oczywistych względów – nie mogą uniknąć. Z drugiej strony ta dziwna zażyłość to najnormalniejsza i emocjonalnie najczystsza rzecz, jaka tej dwójce mogła się przydarzyć, zważywszy na okoliczności. Viktor na wolność nie wyjdzie najpewniej nigdy, notorycznie przyłapywany z innymi mężczyznami w publicznych szaletach Hans do więzienia będzie wracał, dopóki jego orientacja podlegać będzie pod okrutny paragraf. Podszyta empatią i współczuciem przyjaźń, sterowana głodem miłości bliskość. Czymkolwiek jest uczucie, łączące tych bohaterów, realizuje najbardziej podstawowe i zarazem intymne ich potrzeby, z czego konsekwencjami – przynajmniej za więziennymi murami – nie muszą się już liczyć.

W związku Hansa i Viktora nie ma za wiele romantyzmu. Towarzyszy mu przecież ciemność, upodlenie i zniewolenie. Pierwszy z mężczyzn beznamiętnie ogląda kolejne już ziarniste nagranie z ukrytej kamery, na podstawie którego wydany zostanie oczywisty wyrok. Franz Rogowski ze swoją charakterystyczną fizjonomią, w europejskim kinie zaanektował role wycofanych introwertyków, emocjonalnych stoików, którzy, jeśli w ogóle, gotują się jedynie gdzieś bardzo głęboko w swoim wnętrzu. Tak jak Hans ze spokojem i obojętnością znoszący kolejne powroty do więzienia. Ale w tej wyważonej, surowej roli Rogowskiego tli się też zaskakująco dużo życia. Dzięki temu jego postać staje się jednym z najbardziej fascynujących buntowników we współczesnym kinie, walczącym o wolność do bycia sobą i nie mającym zamiaru pod groźbą żadnej kary wyrzeknięcia się własnej natury. To walka tym bardziej niezwykła, że podjęta zaraz po tym, jak mężczyzna przetrwał tragedię Holokaustu i obóz koncentracyjny.

Taka konstrukcja kluczowego protagonisty to jeden z dowodów, że “Wielka wolność” to film większy niż jakiś stylowy, więzienny romans. Dużo istotniejsze od paskudnego, historycznego kontekstu jest w nim choćby to prześwietlenie buntu jednostki, a dalej też istoty miłości (do siebie i drugiego człowieka) czy w końcu refleksja nad istotą wolności. Co pokazuje historia Hansa – wolność niby jest w nas, o wolność zawsze warto walczyć, ale czasem dekady sprzeciwu i zniewolenia potrafią uczynić to monumentalne pojęcie najbardziej abstrakcyjnym z możliwych.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.