W kinie: Brand New Testament (Cannes)

Le Tout Nouveau Testament

 

BRAND NEW TESTAMENT
Directors’ Fortnight 2015
reż. Jaco Van Dormael

moja ocena: 7.5/10

 

Kiedyś Kevin Smith naraził się wielu, gdy w “Dogmie” spersonifikował Boga pod postacią kobiety. Ciekawe, jakie gromy spadną na Jaco Van Dormaela, u którego Stwórca to wredny, nieogolony facet w typie żula spod budki z piwem (pamiętacie demonicznego Borgmana?), spędzający całego dnie przed komputerem i piszący na nim prawa utrudniające ludziom na ziemi życie. Robi to z nudów, złości i ogólnej nienawiści do świata. Tenże Bóg ma jeszcze milczącą, potulną żonę i córkę, która pewnego dnia postanawia zagrać niedobremu ojcu na nosie, zdradzając jedną z jego największych tajemnic: datę śmierci każdego człowieka. Dzięki tej wiedzy ludzkość boskich wyroków obawiać się będzie zdecydowanie mniej. W „Brand New Testament” otrzymujemy dawkę nie tylko przedniego humoru, ale oglądamy kino szalenie kreatywne i finezyjne. To tylko z pozoru urocza, brawurowa parodia archetypicznego tekstu literackiego, jakim jest Biblia, i zawartych w niej popularnych motywów, ale przed wszystkim komediowa refleksja nad niedoskonałością naszego świata. To też zabawa filmowymi motywami, które oglądać możemy w historiach werbowanych przez dziewczynkę jej własnych apostołach (wśród nich np. Catherine Deneuve zakochująca się w gorylu). Boska córka na ziemi chce czynić dobro niczym Amelia, ale tak naprawdę to powtórzenie pomysłu z debiutu Van Dormaela z 1991 roku. Nie zatracając swojego charakterystycznego skłonnego do przesady i przesytu (czy wręcz kiczu) stylu, reżyser w końcu potrafił stworzyć film, który epickim konceptem nie drażni, ale szalenie cieszy od początku do końca.
 

***
Kasia w Cannes powered by: