W kinie: Fantastyczna Kobieta (Berlinale)

unamujer

 

FANTASTYCZNA KOBIETA
67. Internationale Filmfestspiele Berlin
reż. Sebastián Lelio

moja ocena: 7.5/10

 

Nowe dzieło Sebastiána Lelio to bez wątpienia najmocniejszy z dotychczasowych tytułów w konkursie na Berlinale. Nie dlatego, że łatwo można by “Una Mujer Fantástica” zaszufladkować jako kino queerowe. To jednak film dużo większy i zbyt drogocenny, by bezrefleksyjnie gdzieś go tak jednoznacznie klasyfikować. Marina urodziła się jako mężczyzna, ale teraz jest kobietą. Tak się czuje i tak chce być postrzegana. Dlatego właśnie po raz pierwszy bohaterkę filmu poznajemy na kiczowatym dancingu, gdzie Marina pracuje jako wokalistka, kokietując publiczność ckliwymi, romantycznymi piosenkami. I przykuwając męską uwagę. Być może tak właśnie poznała Orlando, który dla dwukrotnie młodszej od siebie transseksualnej kobiety porzucił rodzinę. Teraz to właśnie z Mariną tworzy poważny i chyba szczęśliwy związek. Czar jednak pryska, gdy Orlando budzi się w nocy z wylewem, umiera w szpitalu, do którego przywiozła go kochanka. Tutaj najpierw lekarze, później policja jedynie patrząc na nią, dostrzegają, iż coś jest nie tak. Marina ma za mocno zbudowane nogi, zbyt szerokie ramiona, za mało kobiecą twarz. Jej cielesność nie przystaje do kulturowych kanonów. Gdy prawda wyjdzie na jaw, za chwilę wszyscy zaczną kwestionować naturę związku Mariny z Orlando, podejrzewać ukryte, niemoralne motywy, a potem odmawiać jej prawa do ostatniego pożegnania z ukochanym mężczyzną. Dzięki temu, że Lelio pozwala nam być bardzo blisko swojej bohaterki, towarzyszymy jej w zarówno w momentach smutku, irytacji, bezsilności, gniewu, jak i poniżenia. Marinę większość postrzega bowiem przez pryzmat stereotypów i uprzedzeń, których siła – jak ukazuje twórca “Glorii” – jest ogromna. Z tej perspektywy przez większość czasu bohaterkę śledzi też widz. “Fantastyczna Kobieta” to w ogóle popis reżyserskiej wirtuozerii Lelio. Każde zbliżenie na Marinę wydaje się być dogłębnie przemyślane, każdy szerszy kadr odpowiedni właśnie w tym miejscu, każda cecha osobowościowa bohaterki fascynująca, ją wzbogacająca i potrzebna. Piękne są nawet te trywialne symbole – gdy wiatr wieje wprost na bohaterkę, utrudniając jej ruchy, gdy miasto staje się złowrogie, rzucając kobiecie przeszkody pod nogi. W przypadku chilijskiej produkcji warto więc wyjść poza proste schematy myślowe i interpretacyjne, co zresztą twórcy odważnie i fenomenalnie proponują, by cieszyć się tym autentycznie błyskotliwym dziełem filmowym. Sebastián Lelio kolejną już produkcją udowadnia, że wyrasta na najciekawszego rzecznika kobiet, emancypującego kobiety i upominającego się o ich prawa – do miłości i szczęśliwego życia w pierwszej kolejności.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.